Dhamma i naukowcy

Dhamma nie zachodzi w konflikt z Nauką. Metody obu dziedzin są bardzo podobne (tj badanie doświadczenia, zapamiętywanie tego co się przebadało i formułowanie prawdziwego poglądu zgodnego z faktycznością badanego doświadczenia); ale materiał jest różny. Szacowna nauka (fizyka) poświęca się badaniu zewnętrznego świata i wszystkie nauki ograniczają się (lub powinny to robić) do publicznie obserwowanego zachowania. Dhamma poświęca się badaniu subiektywnego umysłu, rozpoznaje materialną sferę ale pozostawia ją tym, którzy są nią zainteresowani. Cele są różne. Nauka kieruje się lub powinna to robić, tylko ciekawością i nie ma etyki; wszelka etyka przez nią używana nie ma w niej oparcia i jest zapożyczona od religii czy filozofii, które to nauka odrzuca. Nie ma ona technik na radzenie sobie z subiektywnym (ból etc) i może radzić sobie z bólem tylko przez nieuprawnione działanie [nieuprawnione ponieważ naukowiec wie o istnieniu bólu (u siebie) tylko przez dokonanie nieautoryzowanego wglądu w swoje subiektywne nienaukowe doświadczenie]. Dhamma zajmuje się wyłącznie eliminacją bólu, czemu wszystko inne jest podporządkowane. (Nanamoli 1956)

*
FUNKCJĄ:

Fizyki jest wytworzenie i egzaminacja danych o zachowaniu nieożywionej materii.
Biologii jest wytworzenie i egzaminacja danych o zachowaniu ożywionej materii.
Psychologii jest wytworzenie i egzaminacja danych o zachowaniu umysłu.
Logiki jest wytworzenie i egzaminacja danych dotyczących reguł spójnej mowy.
Filozofii jest wytworzenie i egzaminacja danych o wartościach kierujących wyborem (co włącza lub powinno włączać etykę i trening skierowany ku “dobru tego świata” z uwzględnieniem narodzin i śmierci.)
Religii jest wytworzenie i egzaminacja danych o wartościach kierujących wyborem (co włącza lub powinno włączać trening skierowany ku dobru “nie z tego świata” z uwzględnieniem “przed narodzinami i po śmierci”) (Nanamoli).
*
Fabuła
Pewna osoba zwana “P” udała się na miejsce zwane kuchnią i z wielu niepersonalnych rzeczy różnie nazwanych włączając w to rzecz zwaną “łyżką soli” podjęła pewne działanie zwane “gotowaniem” i wytworzyła rzecz nazwaną “smacznym obiadem” do którego osoba zwana “P” w innym działaniu zwanym “serwowaniem obiadu gościom” zasiadła z innymi osobami różnie nazwanymi, jedną z nich był “Q”. Był on chemikiem. “Q” powiedział: Chemicznie mówiąc są tylko elementy i kombinacje elementów “ty” jako osoba i “łyżka soli” jako rzecz chemicznie nie istniejecie. Ty i ta rzecz to tylko kombinacje chemicznych elementów, to one są rzeczywiste. I tak, ta łyżka soli jest na przykład zaledwie kombinacją elementów chlorku i sodu. Osoba zwana “P” była pod wrażeniem. Przy następnym działaniu zwanym serwowaniem obiadu gościom dlaczego by nie być oryginalnym skoro “Q” powiedział, że sól jest zaledwie chlorkiem sodu i nie podać trochę chlorku i sodu zamiast soli. Dużo prościej. Czemu kłopotać się łączeniem ich w sól? W dodatku tak będzie to bardziej realne. Połączymy je w sobie podczas obiadu. I tak osoba zwana “P” podjęła działanie zwane kupnem chlorku (trującego gazu) i sodu (metalu który zapala się i wybucha w połączeniu z wodą) i te rzeczy (nie elementy w tym działaniu) wraz z innymi rzeczami osoba zwana “P” podała goścom jako obiad. Tym razem rezultat był całkiem różny od uprzedniego działania również zwanego “podaniem obiadu gościom”i zidentyfikowanego przez “P” jako ten sam rodzaj działania. Rezultat był bardzo bolesny dla osoby zwanej “P” i dla innych osób nazwanych “gośćmi” i wszyscy oni “umarli” bardzo zdumieni. Dlaczego tak się stało? Ponieważ nie zwracali uwagi na swą P i Q-istość. (Nanamoli)
*
Naukowcy mówiąc: “Spójrz co uczyniliśmy, co odkryliśmy i co możemy zrobić z obiektywnym światem, daj nam trochę więcej czasu (i dużo więcej pieniędzy) na eksperymenty i wkrótce będziemy w stanie odkryć wszystko na temat subiektywności” - pomijają fakt, że ich technika, ich terminy odniesień powstrzymują ich od egzaminacji subiektywnego czy prywatnego. (Nanamoli)
*
Czy wszechświat jest skończony czy nieskończony?
Niektórzy naukowcy mówią, że jest skończony.
Cóż, właśnie tak jest, gdyż oko naukowca jest dziurą na końcu wszechświata przez którą patrzy on i go obserwuje. Czy może spojrzeć on przez dziurę w drugą stronę?
*
Jednym z najbardziej znaczących faktów tego wieku jest nieznaczna bezpośrednia osobista władza jaką naukowcy mają przy kontrolowaniu światowych wydarzeń. Cudowne środki, które tak udanie wytwarzają są zawsze używane przez nie-naukowców, przeciwko którym naukowcy osobiście wydają się być bezsilni a nawet bez środków. Cóż z nich za sprytne owce. (Nanamoli 1952)
*
“Mało jest prawdziwego filozoficznego ducha u Tomasza z Akwinu. Inaczej niż Platon i Sokrates, nie podąża on za argumentem, gdziekolwiek by ten argument nie prowadził. Nie angażuje się on w dociekania rezultatu których nie może poznać z wyprzedzeniem. Zanim zacznie filozofować, już zna prawdę a jest ona zdeklarowana w wierze katolickiej. Jeżeli może on znaleźć jawnie racjonalne argumenty na pewne części wiary, tym lepiej, jeżeli nie może, potrzebuje tylko zwrócić się ku objawieniu”. Bertrand Russel “Historia Zachodniej Filozofii”
Ten krytycyzm jest doskonały gdy dociekania pozostają tylko w obrębie królestwa idei i nie mają swego odpowiednika w działaniu, lub podczas gdy takie odpowiadające temu działanie może być zawsze porzucone zanim nie przyniesie nieprzyjemnych konsekwencji. Koniec tego może być albo interesujący albo i nudny, ale nie zniszczy on działającego. Lecz kurs działania płynie jak rzeka i nie ma tu przestoju nawet na sekundę. Jeżeli ten kurs jest ukierunkowany, jest już trudno czy nawet niemożliwe zawrócić z powrotem. Myślimy, że znamy tego przeciętny kurs i myślimy, że może się on pogorszyć dlatego przeważnie tolerujemy go takim jakim jest. Mamy swój system kontekstów wybudowany przez doświadczenie na radzenie sobie z sytuacjami, tak jak one powstają (z towarzyszącymi temu automatycznymi reakcjami samo-zachowawczymi). Gdy te fizyczne “bezpieczeństwo” trwa, jest możliwym i przyjemnym by wypłynąć na mentalne badania, których koniec nie może być przewidziany. Ale czy ktoś będzie przez to dowodził, że powinniśmy popłynąć eksperymentalnym kursem działania, którego efektów nie da się przewidzieć? A jednak dokładnie to robi nauka. Nie uwzględnia ona elementu ból-przyjemność, który jest “osobisty” a zatem “nienaukowy” ponieważ jest poza możliwościami mierniczymi naukowych instrumentów. To jeszcze w porządku, lecz kiedy nauka mówi “co jest w opozycji do nauki jest fałszem” to brzmi to częściowo niezdrowo. A kiedy nauka zaczyna sobie rościć prawa do umysłu, do bycia jedynym źródłem i punktem odniesienia, miarą i limitem prawdy (mówiąc)”co jest niezdolne do bycia obiektem Naukowych Badań jest nieistniejące”, to to już z pewnością jest niezdrowe. (Nanamoli)
*
Heisenberg sformułował swą Regułę Niepewności dla fizyki atomowej. Wydaje się, że coś takiego jest potrzebne w epistemologii; dla filozofii wskazującej na Absolut (pojmowany dialektycznie jako Istnienie czy Świadomość). Ale taki Absolut by być poznanym, musi być obiektem wiedzy i w tym wypadku relatywny do wiedzy i nie absolutny. Jeżeli podjęta zostanie próba oczyszczenia go z tej ostatniej relatywności, to z usunięciem wszelkiej wiedzy nie może być poznane czy Absolut (Istnienie lub Świadomość) jest absolutny czy nie-absolutny. Koncept Absolutu (czy Wszystkiego) zatem w Absolutnym sensie jest innymi słowy Ignorancją (i Heisenberg mówi, że ignorancja jest teraz zaakceptowana z zasady jako jedna z charakterystyk atomowej materii). (Nanamoli)
*
Niepewne spotkanie mnicha Nanaviry

Gdybym spotkał Profesora Heisenberga (co mało prawdopodobne) wyobrażam sobie, że konwersacja mogłaby przebiegać tak:
Prof H: (Z namaszczeniem) Ignorancja jest obecnie włączona w Prawa Nauki. Zachowanie elektronu przykładowo, obejmuje Reguła Niepewności.
Ja: (Z niedowierzaniem) Co? Z pewnością nie twierdzi pan tego obiektywnie...
Prof H: (Trochę zdziwiony) Dlaczego nie? Elektron, co odkryliśmy, jest z natury niepewny. To całkiem obiektywne.
Ja: (Z ciężkim sarkazmem) Elektron rzeczywiście jest niepewny! Zakładam, że zamierza mi pan powiedzieć, że potraficie czytać umysł elektronu.
Prof H: (Całkiem nieporuszony) Oczywiście. Jak inaczej wiedzielibyśmy, że jest niepewny?
Ja: (Całkowicie zaskoczony) Czytacie umysł elektronu? Jak?
Prof H: (Ekspansywnie) Całkiem prosto. Umysł jak wszyscy dobrze wiemy, jest systemem nerwowym i jak nas zapewniają najwyższe autorytety naukowe, możemy zawsze odkryć stan systemu nerwowego przez obserwację i studiowanie wzoru zachowań. Wszystko co musimy zrobić to obserwować elektron i wydedukować z jego zachowania stan jego systemu nerwowego; i faktycznie odkryliśmy, że jest niezdeterminowany. Jesteśmy więc w stanie powiedzieć, że elektron nie może się zdecydować.
Ja: (Zafascynowany) Tak! Tak! Oczywiście!
Prof H: (Kończąc) I tak jak widzisz elektron jest niepewny, tak samo możemy zaobserwować, że Szmit jest flegmatyczny lub że Brown jest cholerykiem, lub, że ty mój drogi przyjacielu jesteś, niech mi będzie wolno to powiedzieć, trochę psychopatyczny. I cóż może być bardziej obiektywnego niż to?
*
Oppenheimer: Jeżeli spytamy czy pozycja elektronu pozostaje taka sama, musimy odpowiedzieć “nie”; jeżeli spytamy czy pozycja elektronu zmienia się w czasie, musimy powiedzieć “nie;”jeżeli spytamy czy elektron jest w spoczynku musimy powiedzieć “nie”; jeżeli spytamy czy elektron się porusza musimy powiedzieć “nie”.
Uznanie Buddyzmu ze strony fizyki kwantowej, oparte na zbieżności poglądu na nietrwałość jest nieporozumieniem. Warto zauważyć, że dictum Oppenheimera celebrowane jest przez świat buddyjski tylko przez nieporozumienie. Niemożność definitywnych twierdzeń o elektronie nie ma nic wspólnego z niemożliwością uczynienia definitywnego twierdzenia o “ja”. Elektron w fizyce kwantowej jest definiowany w terminach prawdopodobieństw i definitywne twierdzenie o tym co jest esencjonalnie niedefinitywne (czy raczej o nie definitywności) nie może być uczynione. Atta nie jest niedefinitywne, jest złudzeniem (przykładowo miraż) i złudzenie, może być zdefiniowane jeżeli tego chcesz. Jedyna rzecz to ta, że nie jest to tym za co to człowiek bierze. Uczynić jakiekolwiek twierdzenie o “ja” pozytywne czy negatywne, to zaakceptować fałszywą monetę. Jeżeli powrócisz do lektury Vacchagota Sutty zobaczysz, że Budda powstrzymał się od potwierdzenia i zanegowania istnienia “ja” właśnie z tego powodu. (W tym kontekście twoja implikacja, że Budda zakładał, że nie ma “ja” wymaga modyfikacji. To co Budda powiedział to sabbe dhamma anatta- żadna rzecz nie jest "ja"- co nie jest całkiem tym samym. Sabbe dhamma anatta oznacza,”jeżeli szukasz 'ja' nie znajdziesz go” co oznacza, że "ja" jest mirażem, złudzeniem. Nie oznacza to, że miraż jako taki nie istnieje) (Nanavira).
*
Jeżeli liczba jest definiowana jako to co możesz policzyć, jest zatem skończona, ale nieskończona liczba (patrz Russela Mistycyzm i Logika) jest tym czego nie możesz policzyć a zatem nie jest liczną za wyjątkiem gry słów. (Patrz twierdzenie Russela, że “Liczba skończonych liczb jest nieskończona”- co w “prostym języku” powinno być przedstawione jako “żadna liczba liczb nie jest policzalna”). Definicja nieskończoności jest samo-sprzeczna werbalnie, gdyż zakłada nałożenie granic (finis) na to co jest przedstawiane jako nie mające żadnych. (Nanamoli)
*
Jeżeli Nauka Buddy wymaga wiary w rozwój funkcji to chrześcijanin jest usprawiedliwiony argumentując, że jest zaledwie sprawą rozwoju nowych funkcji by postrzec światy uprzednio nie postrzegane. Dhamma nie zajmuje się nowymi zewnętrznymi światami ale uzyskaniem czystej wizji świata doświadczenia jako niestałego i niesatysfakcjonującego a to z uwagi na pragnienie. Uczynione założenie to, że pewna linia zachowania zredukuje pragnienie a w konsekwencji i cierpienie (co może być przetestowane) i wymagana jest wiara, że ta linia działania może być dociągnięta do punktu w którym kończą się pragnienie i cierpienie. (Nanamoli)
*
To “poświęcenie intelektu” o którym św Ignacy Loyola mówi, iż zadowala Boga jest wymagane również w fizyce kwantowej, gdzie trzeba się podpisać pod propozycją, że są liczby, które nie są wartościami. Nie wymaga się tego jednak od podążającego za Nauką Buddy, którego zaufanie czy przekonanie jest podobne do tego jakie ma pacjent do doktora. Pacjent akceptuje na wiarę, że doktor wie więcej o jego schorzeniu niż on sam i podporządkowuje się zaleceniom doktora. Daleki od tego by mówić swoim uczniom: “Musicie zaakceptować na wiarę ode mnie, że czarne to białe” Budda mówi:”To co musicie zaakceptować na wiarę ode mnie to to, że sami nieopatrznie założyliście, że czarne to białe i to jest powodem waszego cierpienia.” (Nanavira)