Część mnie samego jest
bardzo zazdrosna o wielką furię Jimmy Portera – Jak
satysfakcjonującym jest oprzeć swe plecy tak akuratnie na męczącej
hipokryzji tych którzy wyznaczyli siebie samych jako naszą
starszyznę i elitę! (Przez całe moje życie słabo trzymałem
język za zębami właśnie w tych momentach kiedy energiczny protest
wydawał się tym co najbardziej potrzebne. Ale nigdy nie byłem
zdolny uwierzyć w swój gniew, i odwrócić się plecami i odejść,
to tylko jedna rzecz którą umiem zrobić). Część mnie, jak
mówię, jest zielona z zazdrości o nadzwyczajną witalność Jimmy
Portera – jego gniew jest usprawiedliwiony (tak zakładam) przez
jego egzystencję. Ale czy Jimmy Porter kiedykolwiek spytał siebie
czy jego egzystencja jest usprawiedliwiona?
Inna część mnie widzi, że
moja egzystencja jest w pełni zbyteczna, i że zupełnie bez żadnej
logicznej niespójności, mógłbym równie dobrze nie być.
Moja obecność w świecie a
zatem a fortiori mój gniew (czy mój brak gniewu) są de
trop. Tak długo jak istnieję będą okazje do gniewu (czy do
wstrzemięźliwości); ale dlaczego istnieć? Natychmiastowa
odpowiedź, oczywiście, że nie da się tu nic zrobić. Istniejemy i
to jest koniec sprawy; wściekamy się gniewnie czy odwracamy swe
plecy w milczeniu, au choix; w końcu to wszystko jedno (to
jest, gdyby był jakiś koniec). Ale nie – jest droga wyjścia,
jest sposób na zakończenie naszej egzystencji, jeśli tylko mamy
odwagę zrezygnować z naszego hołubionego humanizmu.
*
Palinurus to Ciryl Connolly, który wydawał intelektualny magazyn Horizon przez ostatnią wojnę. Pismo utrzymywało stały wysoki standard, gdy standardy wszędzie indziej się obniżały, ale przynosił straty i był utrzymywany przy życiu przez bogatego i niezainteresowanego patrona. Connolly jest ciekawy jako szczególnie wyrazisty przypadek rozpaczającego współczesnego europejczyka intelektualisty. (Drugim jest Camus) Stracił wiarę w religię (jego idee o Dhammie, którą stawia w szeregu z chrześcijaństwem, są całkiem błędne) a jednak nie widzi on nadziei poza religią. Connollemu posiadającemu tak samo wysoka kulturę jak Huxley brakuje misjonarskiego zacięcia Huxleya by zbawić ludzkość (na umiarkowaną skalę) przez mistycyzm dla nielicznych i meskalinę dla mas, i w konsekwencji nie widzi nic innego jak kontynuowanie systemu obronnego książka-kanapa-kąpiel. Bo tak poza wszystkim, Europa nie ma nic lepszego do zaoferowania niż rozpacz, z licznymi dość skutecznymi – ale ściśle czasowymi – środkami na przesłonięcie rozpaczy. Jedyna trwała obrona przed rozpaczą: sila-samadhi-pańńa – jest całkiem nieznana na Zachodzie (i, niestety! Staje się również nieznaną na Wschodzie).
*
Twoje pytanie o poprawność przesłania dobrych życzeń („Czyż życzenia nie są pragnieniem, a zatem powinno się ich unikać?") może być odpowiedziane, chociaż nie w jednym słowie. Jest pragnienie i pragnienie, i jest również pragnienie by zakończyć pragnienie. Jest pragnienie angażujące potwierdzanie siebie (miłość, nienawiść) i pragnienie które tego nie robi (arahata pragnienie by jeść kiedy jest głodny, na przykład), i pierwsze może być alba samo-utrwalające się (niepowstrzymana namiętność) albo samo-destrukcyjne (powstrzymana namiętność). Samo-destrukcyjne pragnienie jest złe na tyle o ile jest namiętne, a zatem dobre na tyle, że przetłumaczone na działanie, doprowadza się do końca. (Przez „przetłumaczone na działanie” mam na myśli, że pragnienie wstrzemięźliwości nie pozostaje abstrakcyjnie w ewidencji tylko kiedy nie ulega się namiętności, ale jest konkretnie operacyjne kiedy jest aktualna ku temu okazja, kiedy jest się aktualnie rozgniewanym. Rozpoczynając, oczywiście, nie jest łatwo je połączyć razem, ale z praktyką pragnienie wstrzemięźliwości powstaje w tym samym czasie jak namiętność, i ta kombinacja jest samo-destrukcyjna. Sutty mówią jasno, że pragnienie jest do wyeliminowania za pomocą pragnienia [A. IV,159: ii, 145-46]; i ty sam jesteś całkiem świadomy, że nic nie może być zrobione w tym świecie, ani dobrego ani złego, bez namiętności – i osiągnięcie beznamiętności nie jest wyjątkiem. Ale namiętność musi być inteligentnie ukierunkowana.) Skoro arahat jest zdolny do pragnienia dobra dla innych, dobre życzenia są ewidentnie esencjonalnie niepołączone z samo-potwierdzaniem, są więc całkiem comme il faut.
*
*
Palinurus to Ciryl Connolly, który wydawał intelektualny magazyn Horizon przez ostatnią wojnę. Pismo utrzymywało stały wysoki standard, gdy standardy wszędzie indziej się obniżały, ale przynosił straty i był utrzymywany przy życiu przez bogatego i niezainteresowanego patrona. Connolly jest ciekawy jako szczególnie wyrazisty przypadek rozpaczającego współczesnego europejczyka intelektualisty. (Drugim jest Camus) Stracił wiarę w religię (jego idee o Dhammie, którą stawia w szeregu z chrześcijaństwem, są całkiem błędne) a jednak nie widzi on nadziei poza religią. Connollemu posiadającemu tak samo wysoka kulturę jak Huxley brakuje misjonarskiego zacięcia Huxleya by zbawić ludzkość (na umiarkowaną skalę) przez mistycyzm dla nielicznych i meskalinę dla mas, i w konsekwencji nie widzi nic innego jak kontynuowanie systemu obronnego książka-kanapa-kąpiel. Bo tak poza wszystkim, Europa nie ma nic lepszego do zaoferowania niż rozpacz, z licznymi dość skutecznymi – ale ściśle czasowymi – środkami na przesłonięcie rozpaczy. Jedyna trwała obrona przed rozpaczą: sila-samadhi-pańńa – jest całkiem nieznana na Zachodzie (i, niestety! Staje się również nieznaną na Wschodzie).
*
Twoje pytanie o poprawność przesłania dobrych życzeń („Czyż życzenia nie są pragnieniem, a zatem powinno się ich unikać?") może być odpowiedziane, chociaż nie w jednym słowie. Jest pragnienie i pragnienie, i jest również pragnienie by zakończyć pragnienie. Jest pragnienie angażujące potwierdzanie siebie (miłość, nienawiść) i pragnienie które tego nie robi (arahata pragnienie by jeść kiedy jest głodny, na przykład), i pierwsze może być alba samo-utrwalające się (niepowstrzymana namiętność) albo samo-destrukcyjne (powstrzymana namiętność). Samo-destrukcyjne pragnienie jest złe na tyle o ile jest namiętne, a zatem dobre na tyle, że przetłumaczone na działanie, doprowadza się do końca. (Przez „przetłumaczone na działanie” mam na myśli, że pragnienie wstrzemięźliwości nie pozostaje abstrakcyjnie w ewidencji tylko kiedy nie ulega się namiętności, ale jest konkretnie operacyjne kiedy jest aktualna ku temu okazja, kiedy jest się aktualnie rozgniewanym. Rozpoczynając, oczywiście, nie jest łatwo je połączyć razem, ale z praktyką pragnienie wstrzemięźliwości powstaje w tym samym czasie jak namiętność, i ta kombinacja jest samo-destrukcyjna. Sutty mówią jasno, że pragnienie jest do wyeliminowania za pomocą pragnienia [A. IV,159: ii, 145-46]; i ty sam jesteś całkiem świadomy, że nic nie może być zrobione w tym świecie, ani dobrego ani złego, bez namiętności – i osiągnięcie beznamiętności nie jest wyjątkiem. Ale namiętność musi być inteligentnie ukierunkowana.) Skoro arahat jest zdolny do pragnienia dobra dla innych, dobre życzenia są ewidentnie esencjonalnie niepołączone z samo-potwierdzaniem, są więc całkiem comme il faut.
*
Postawa o której mówisz, przeklęcie
świata i siebie, jest w pewnym sensie, początkiem mądrości.
Rewolta jest pierwszą reakcją inteligentnego człowieka gdy
zaczyna
rozumieć desperacką naturę swej sytuacji w świecie; i
prawdopodobnie prawdziwym jest powiedzenie, że nic wielkiego
nigdy
nie zostało osiągnięte inaczej jak przez człowieka w rewolcie
wobec swej sytuacji. Ale sama rewolta nie wystarczy – w
ostateczności zaprzeczy sama sobie. Człowiek w ślepej rewolcie
jest jak ktoś w przedziale wagonu kolejowego próbujący zatrzymać
pociąg przez naciskanie stopami na opozycyjne siedzenie: może
być
wystarczająco silny by dokonać zniszczenia w przedziale, ale
zniszczony przedział mimo wszystko będzie kontynuował ruch wraz
z
pociągiem. Z wyjątkiem arahata, wszyscy jesteśmy w tym pociągu
samsary, i problem to zatrzymać pociąg w czasie gdy ciągle nim
podróżujemy. Bezpośrednie działanie, bezpośrednia rewolta, nic
nie da; ale coś, z pewnością, musi być zrobione. Że faktycznie,
ten pociąg można zatrzymać od wewnątrz, wiemy dzięki Buddzie,
który sam tego dokonał:
Ja, mnisi, będąc sam podmiotem
narodzin, starości i śmierci, zobaczywszy żałość bycia
narażonym na narodziny, starość i śmierć, udałem się na
poszukiwania niezrodzonego, niestarzejącego się,
nieumierającego,
najwyższego spokoju wygaszenia (nibbany) i osiągnąłem
niezrodzone, niestarzejące się, nieumierające, najwyższe
uwolnienie, wygaszenie. M26
Rewolta jak najbardziej, ale niech to
będzie inteligencja i cierpliwość, nie chaos i przemoc; i
pierwszą
rzeczą do zrobienia jest odkrycie właściwie czym to jest,
przeciwko czemu podnosimy rewoltę. Prawdopodobnie, zobaczysz, że
twoja rewolta jest przeciwko avijja.
*
Osoba która po prostu
tworzy kolekcję – jakkolwiek obszerną – idei, i nie postrzega,
że są one we wzajemnej niezgodzie, w rzeczywistości nie ma swoich
własnych idei; i jeżeli próbuje się ją poinstruować (inaczej
mówiąc zmienić ją) odkrywa się, że zaledwie dodaje się do
śmietnika różnego sortu pojąć bez jakiegokolwiek efektu. Jak
powiedział Kierkegaard, „Tylko prawda, która udoskonala, jest
prawdą dla ciebie” (CUP s. 226). Nic co można powiedzieć tym
kolekcjonerom idei nie jest prawdą dla nich. Kogo trzeba,
to
człowieka, który będzie dowodził jednego punktu i kontynuował to
aż do czasu, gdy rzecz stanie się dla niego jasna, ponieważ widzi
on, że wszystko inne od tego zależy. Z taką osobą komunikacja (tj.
prawda która udoskonala) może mieć miejsce.
*
Chociaż nie jestem artystą, zajmuję podobna pozycję jako twórca kultury, w tym wypadku, powiedzmy myśli buddyjskiej – w opozycji do propagatora kultury; i jest prawdziwym powiedzenie o mnie – cytując Palinurusa cytującego Flauberta – że człowiek który ustawił się na pozycji artysty (na co czytaj bhikkhu) nie ma już dłużej prawa żyć jak inni ludzie. To twierdzenie jest ściśle paralelne z Suttami: „Ten kto odszedł w bezdomność powinien często rozmyślać o tym, że musi się zachowywać odmiennie”. (A X, 48: V,87-8) Czysty propagator kultury jest zobligowany do uważania wszelkiej kultury jako dobrej per se; ale samotny artysta (czy mnich) będzie rozróżniał bezlitośnie. Nie ma nikogo bardziej dla mnie nieznośnego jak człowiek mówiący: „Wszystkie religie są takie same”.
*
*
Chociaż nie jestem artystą, zajmuję podobna pozycję jako twórca kultury, w tym wypadku, powiedzmy myśli buddyjskiej – w opozycji do propagatora kultury; i jest prawdziwym powiedzenie o mnie – cytując Palinurusa cytującego Flauberta – że człowiek który ustawił się na pozycji artysty (na co czytaj bhikkhu) nie ma już dłużej prawa żyć jak inni ludzie. To twierdzenie jest ściśle paralelne z Suttami: „Ten kto odszedł w bezdomność powinien często rozmyślać o tym, że musi się zachowywać odmiennie”. (A X, 48: V,87-8) Czysty propagator kultury jest zobligowany do uważania wszelkiej kultury jako dobrej per se; ale samotny artysta (czy mnich) będzie rozróżniał bezlitośnie. Nie ma nikogo bardziej dla mnie nieznośnego jak człowiek mówiący: „Wszystkie religie są takie same”.
*
Pewnego razu zapytałem:
„Czy Sutty są kompletne?” Jeżeli przez kompletne
rozumiemy „czy zawierają wszystko co Budda kiedykolwiek
powiedział?" Odpowiedź brzmi Nie. Jeżeli to znaczy „Czy
cokolwiek zostało stracone od czasu pierwszego Soboru" (co myślę
było intencją tego pytania) odpowiedź jest całkiem prawdopodobnie
taka, że są kompletne, że mało albo nic nie zostało stracone.
Ale wszystko to nie ma znaczenia. Sutty są kompletne dla mnie
jeżeli jest w nich dość by umożliwić mi osiągnięcie celu,
jeżeli nie, są niekompletne. Co oczywiste, to będzie inaczej z
każdą osobą. Jeden człowiek może potrzebować tylko jednej Sutty
i wtedy cała reszta będzie jedynie dodatkiem. Dla innego człowieka,
wiele Sutt trzeba będzie zanim staną się kompletne dla niego.
I dla olbrzymiej większości Sutty nie będą kompletne nawet gdyby
było ich sto razy więcej niż jest teraz.
Na znacznie pomniejszoną
skalę to samo jest prawdziwe o Uwagach. - Cel jest jeden – wskazać
właściwą interpretację Sutt. Jak tylko wykonają one tę usługę
dla jakiejś danej jednostki, i nie przedtem, to są dla niej
kompletne.
*
*
Prawdopodobnie możemy teraz przejść
do kelnera Sartre'a który bez wątpienia na nas czeka. Sprawa jest
taka, że człowiek nie jest kelnerem w taki sposób w jaki kamień
jest kamieniem. Możesz wziąć kamień i wyliczyć jego wszystkie
cechy (aktualne i potencjalne) i kamień jest wszystkimi tymi
rzeczami (aktualnie czy potencjalnie) przez cały czas. Ale
jeśli wyliczymy cechy charakterystyczne kelnera, odkryjemy, że mamy
listę rozlicznych zadań czy obowiązków do wykonania o różnych
porach dnia. Być kelnerem to wstać o 5: 30 rano, wsiąść do
tramwaju jadącego w stronę kawiarni w której pracuje, włączyć
ekspres do kawy, zamieść podłogę, oczyścić stoły, wystawić je
na zewnątrz na taras, usługiwać klientom i tak dalej i tak dalej.
Ale człowiek nie może z samej natury rzeczy robić wszystkiego tego
naraz, może je tylko robić o określonym czasie. Jeżeli zamiata
podłogę, nie może sprzątać ze stołów i obsługiwać klientów.
To znaczy, że nigdy nie będzie w pełni kelnerem w sensie w jakim
kamień jest w pełni kamieniem; gdyż nie może wypełniać tych
wszystkich wymagań „bycia kelnerem” naraz. Może próbować
realizować swój „stan bycia kelnerem” poświęcając całe swe
serce i duszę swej pracy czy nawet przez nadmierne podkreślanie
typowych gestów stowarzyszonych z zachowaniem kelnerów; jednakże
nigdy nie uda mu się całkowicie i absolutnie „stać się
kelnerem”.
Negatywne
tutaj jest oczywiste – być kamieniem to po prostu być rzeczą,
ale być kelnerem to wykonywać serie zadań jednego za drugim i nie
wszystkich naraz. Kelner jest determinowany
jako kelner nie tyle przez to co aktualnie robi, ale to co rozpoznaje
za swoje obowiązki do wykonania. Kelner jest determinowany
przez jego negatywności.
Ale
ten kelner jest odseparowany od (lub próbuje być) kelnera, nie
dziennikarza ani nie dyplomaty. To po prostu oznacza, że w pewnym
momencie swego życia wybrał
bycie kelnerem (tj próbowanie być kelnerem w opisanym powyżej
sensie) i nie bycie dziennikarzem czy dyplomatą. To oznacza, że
jego bezpośredni świat jest tak zorganizowany, że „bycie
kelnerem” jest obecne, „bycie zmywaczem naczyń” jest nieobecne
(choć prawdopodobnie nie aż tak nieobecne jakby mógł tego
chcieć), „bycie dziennikarzem” jest odlegle nieobecne i „bycie
dyplomatą” jest w rzeczy samej bardzo odlegle nieobecne. *
Ale
wszystkie te absencje (czy negatywności), przez które jego obecne
(„bycie kelnerem”) jest determinowane, normalnie pozostają na
poziomie bezpośredniego nierefleksyjnego doświadczenia (czy
świadomości – jest on ich świadomy,
ale nie rozważa ich, co jest rozróżnieniem, które uczyniłem w
liście o satiampajańńa).
Gdy zapytany: „Czy jesteś dyplomatą?”, odpowie „nie, jestem
kelnerem”, bez namyślania się nad tym) tak jak ty odpowiedziałeś
bez namysłu „krzesło jest czymś do siedzenia”. Jeżeli te
absencje, te negatywności, te determinacje tego czym jest
(kelnerem), byłyby obecne na refleksyjnym poziomie zamiast
pozostawania na poziomie bezpośredniości, spędzałby cały swój
dzień mrucząc pod nosem do siebie: „Nie jestem ani dziennikarzem,
ani dyplomatą, ale kelnerem; i jeżeli nie będę się odpowiednio
zachowywał być może zostanę zmywaczem naczyń”; ale normalnie,
jeżeli nie jest bardzo neurotycznym kelnerem, nie ma to miejsca.
„Człowiek nie
jest substancją która myśli, ale separacją od wszelkiej
substancji”. (Heidegger). Gdyby człowiek był substancją co myśli
(jak kamień jest substancją), byłby całkowicie identyczny sam ze
sobą, i żadna myśl (która z konieczności jest teleologiczna) nie
byłaby możliwa. Kamień nie myśli ponieważ już jest w pełni i
całkowicie kamieniem, ale kelner (który w najlepszym razie
teleologicznie dąży do bycia kelnerem) jest zobligowany do myślenia
o wszystkich zadaniach które musi wykonać ażeby być kelnerem, cel
który nigdy nie zostaje osiągnięty. Podobnie z „Nie jestem,
zatem myślę”. (Being and Time, s 113)
* Zauważ, że
relatywne dystanse tych nieobecności, tj ich perspektywa, jest ważną
sprawą. Kelner jest tylko „nie zmywaczem naczyń”, ale bardzo i
w pełni „nie dyplomatą”. Dziennikarz, z drugiej strony, byłby
prawie w równym dystansie do zmywacza naczyń i dyplomaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.