To co zostanie tu powiedziane, musi zostać przedstawione w terminach zwykłej mowy, która z konieczności używa słowa “jest” i logicznych konstrukcji bez których mowa nie może się obejść, mimo tego musi być to uważane za rozwiązanie prowizoryczne i całość, która nastąpi, dążyć będzie do podważenia fundamentalnej ważności mowy, utrzymując ją jednakże jako konieczną dla komunikacji w warunkach gdzie dominują separacja i indywidualność.
Słowo świadomość, tak jak mi się wydaje, odnosi się tylko do tego co można roboczo zdefiniować jako poznanie, które samo nie może się poznać bez pośrednictwa i które nie może funkcjonować w doświadczeniu (którego jest nierozłącznym komponentem) inaczej jak negatywnie.
Zatem na pytanie, czym jest świadomość, na niskim poziomie, prowizoryczna odpowiedź mogłaby być: “Jest to czysta subiektywność” lub “jest to nagie poznawanie tego czym świadomość ta nie jest, co konstytuuje (uporządkowuje) doświadczenie i zezwala temu na istnienie”. Trzeba dodać, że kiedy świadomość jest, to wydaje się być indywidualizowana przez to co poznaje. Ale na innym (wyższym) poziomie, “jest” stoi wciąż pod znakiem zapytania, tak więc niski poziom (logiczny) odpowiedzi jest tylko konwencjonalnym tymczasowym rozwiązaniem, konwencjonalnym poglądem, niczym więcej. I ta kwalifikacja odnosi się nie tylko do logicznych indukcyjnych i dedukcyjnych stwierdzeń wymuszających użycie słowa “jest”, ale również do opisowych stwierdzeń pojawiających się w “logicznej” formie używających tego terminu, czy jakiegoś jego ekwiwalentu.
Kiedy zadaję sobie pytanie, do czego odnosi się werbalny zwrot “uniwersalna świadomość” wyznaję, że nie jestem w stanie dać na to odpowiedzi, na przekór atrakcyjnej formy tego wyrażenia nie jestem w stanie odróżnić tego od nie-świadomości (patrz poniżej). A zatem wydaje się, że nie mam alternatywy i muszę uważać tą frazę jako jeden z tych zwrotów, które powierzchownie wydają się coś znaczyć ale przy bliższej egzaminacji okazuje się, że nie oznaczają nic. (Wiem, to może wydawać się szokujące ale jestem tu bardziej zainteresowany odkrywaniem faktów niż unikaniem szokowania).
Im bardziej badam i obserwuję doświadczenie (co jeszcze człowiek może robić? budować zamki?) tym bardziej odkrywam, że mogę mówić o świadomości (i znajduję na to znaczące potwierdzenie w Suttach) jako opisywalnej (poznawalnej) terminami tego zależnie od czego powstaje (tj widzenie+widzialne...umysł poznający+umysł poznawany czy umysł+idee) to znaczy negatywnie co do siebie. I tak zamiast bycia określaną jako pojawiająca się, powinna być nazywana “tą negatywnością” czy “dekompresją istnienia”, która czyni pojawienie się życia, ruchu, zachowania etc i ich opozycje możliwymi; w “rzeczach” i “osobach”. Ale podczas gdy życie etc nie może być lub nie być bez ko-operacji negatywnej obecności świadomości, która “daje przestrzeń” dla zaistnienia, im i sobie samej (w ten sposób zdobywając swą własną szczególną formę negatywnego istnienia -od nich prawdopodobnie-) jedyny możliwy sposób istnienia to przez ignorancję, symultanicznie indywidualizowaną w aktualnym doświadczeniu. Niezindywidualizowane doświadczenie nie może być, tak myślę w ogóle nazywane doświadczeniem. W ten sposób pojawia się pozytywna iluzja - również indywidualnej świadomości -”iluzja” ponieważ jej indywidualność jest zapożyczona od niezindywidualizowanego; od jego perceptów i ciała widzianego jako jego instrument postrzegający. Niezindywidualizowana percepcja nie może już dłużej, jak myślę być nazywana percepcją. Zakładana indywidualność świadomości (bez której jest właściwie niewyobrażalna) jest wyprowadzana od jej obiektów. Iluzoryczna indywidualizacja świadomości – ten miraż – pojawia się w znaczeniu zarówno mojej świadomości i świadomości, która nie jest moja (jak na przykład we wrażeniu bycia obserwowanym gdy samemu spogląda się przez dziurkę od klucza).
Powtarzając to co już zostało powiedziane: Zakładana moja świadomość, wydaje się być do rozróżnienia od zakładanej świadomości która nie jest “moją” na podstawie poszczególnych nie-świadomości (tj materialnego ciała, etc) przez które manifestuje się jej negatywność a z którymi jest zawsze i nieniknienie stowarzyszona w jakiś sposób. Myślę, że nie jest możliwe położenie zbytniego nacisku na wagę tego faktu.
I tak co do koncepcji uniwersalnej świadomości, na dzień dzisiejszy uważam, że słowo “uniwersalna” jest mylące (prawdopodobnie jakieś ukryte pragnienie by móc uchwycić wszystkie świadomości w sieć własnego zrozumienia i uciec w ten sposób przed horrorem nieznanego, zmusza człowieka by się uchwycił tego jak się wydaje atrakcyjnego terminu). Ponownie, może paść pytanie: “Co poznaje uniwersalna świadomość?” Czy indywidualna świadomość, jeżeli uniwersalna jest akceptowana, jest odpowiednia do tego by to osądzić; i jak może poznać siebie samą czy jakie są środki za pomocą których poznaje siebie i odróżnia od nie-świadomości i świadomości zindywidualizowanej? Nie mogę na to znaleźć odpowiedzi z czego wnioskuję, że jeżeli zadaję takie pytania to dla tego, że musiałem wyjść z nieusprawiedliwionego założenia o naturze świadomości (która jest strasznie trudna do zrozumienia i utrzymania w poglądzie o jej negatywności; gdy człowiek normalnie mówi o świadomości to odkrywa przy egzaminacji, że wcale nie mówił o świadomości ale o pozytywnych rzeczach, takich jak przyjemność i ból, działanie, percepcja etc, etc, które zawsze jej towarzyszą i ją przesłaniają). Czy te pytania rzeczywiście są potrzebne? Świadomości oczywiście nie da się zaprzeczyć gdyż jest koniecznym komponentem tworzącym doświadczenie, lecz kłopoty rozpoczynają się gdy zaczynam zadawać pytanie czym świadomość lub jej natura jest. Założyliśmy indywidualność świadomości jak widać bez usprawiedliwienia, z uwagi na obserwowaną indywidualność obiektywnej części doświadczenia przez którą jak powiedzieliśmy ona się manifestuje, a założona indywidualność logicznie prowadzi do dalszego założenia o jej jakiejś uniwersalnej formie.
Tak jak powiedziałem uprzednio, kiedy zacząłem zadawać pytania czym coś jest, (czy świadomość, powiedzmy jest indywidualna czy uniwersalna, czy zarówno taka i taka albo ani taka ani taka) wzięliśmy istnienie za pewnik i zbłądziliśmy nie egzaminując natury części pytania. W pewnym sensie świadomość wydaje się być poprawnie opisaną jako funkcjonująca (to jest w jej prawdziwej negatywności) przez poddawanie wszystkiego pytaniu: “Co to jest?” “Czym jestem?” “Czym jest życie?” “Czym jest świadomość?” “Czym jest istnienie?” I teraz nacisk musi zostać przeniesiony z “co” i “to” i położony na “jest”. Załóżmy że zasugeruję dla “jest”, czytanie “postawa wiary” (na sposób łączący pragnienie z ignorancją) lub innymi słowy “jest w naturze świadomości czynić bycie” (za pomocą pożądania istnienia i ignorancji o tym jak cokolwiek dochodzi do bycia). I naturą istnienia jest zależność od świadomości. Wielość i sprzeczność odpowiedzi normalnie dawanych na te pytania powinna być dostatecznym dowodem na coś w tym rodzaju, albo choć na to, że wszystkie te metody odpowiadania na nie w normalny sposób są radykalnie błędne w jakimś zakresie. Faktycznie, sprzeczność odpowiedzi w całej jej różnorodności jaka zwykle jest dawana, każda wsparta przez logikę, zdradza jak mi się wydaje właśnie tą formę kombinacji ignorancji i pragnienia. Kombinację czyniącą percepcję / nie-percepcję; zmianę / nieśmiertelność; czas / wieczność; życie / śmierć; działanie / nie-działanie; wybór / przeznaczenie; jedność / wielość; indywidualność / uniwersalność nie tylko możliwymi ale rzeczywistymi – choć wtedy wydaje się konieczne czy słuszne (tu mamy pragnienie) zdeterminowanie co wśród tego jest (tu mamy ignorancję) rzeczywiste a co nie jest i zaczynają się kłopoty. Zaczynam twierdzić: “Jestem tym, nie jestem tamtym, to jest tym, A jest B, świadomość jest życiem, prawda jest piękna, życie jest dobre, zabijanie jest słuszne, cel jest usprawiedliwieniem dla środków, ja jestem, Bóg jest, etc, etc, wszystkiemu temu inni mogą zaprzeczyć. Wtedy być może się zdenerwujemy i dojdzie do wymiany ciosów. Ilu ludzi w historii ludzkości zostało zabitych z uwagi na opinie o tym co jest i co nie jest a ilu zabito w imię faktów? Poglądy, interpretacje i opinie o surowym materiale doświadczenia różnią się mniej lub bardziej, od indywidualnej osoby do indywidualnej osoby. Im bardziej spójny i logicznie wzmocniony system; moralny czy religijny tym większa istnieje możliwość zaprzeczenia mu opozycyjnym systemem, a wtedy nagie pragnienie musi arbitralnie wybrać i rąbnąć oponenta w głowę, jeżeli się da. Dlatego Nauka Buddy faworyzuje dialektykę, która odpycha wszystkie te pozytywno-negatywne systemy.
O czymkolwiek mogę powiedzieć, że to jest, przez sam ten fakt zakładam, że to nie jest: To jest tym, nie jest tamtym, to zatem jest dzięki temu czym to nie jest, będąc tak utworzonym przez świadomość, która determinuje to za takie. Ale świadomość na którym to opiera swoje istnienie jest negatywna, jej negatywność pojawia się w obiektywnych rzeczach jako ich czasowość i zmiana; zmiana w ich istnieniu. Ale podczas gdy cokolwiek dla niej obiektywnego jawi się jej jako pozytywne, nawet jeżeli ulega zmianie, jej własne istnienie jawi się jako negacja siebie samej i zaprzeczenie, ucieczka lub ruch, tempolaryzacja temporalnego świata.
Teraz prawdopodobnie rozumiesz dlaczego w rzeczywistości dla buddysty niemożliwym jest odpowiedzenie na pytanie czy Budda nauczał wygaszenia świadomości, czy nibbana jest wygaszeniem świadomości? Na podstawie tego co zostało tu powiedziane czy prosta odpowiedź “tak” lub “nie”, bez uprzedniej egzaminacji każdego terminu pytania będzie właściwa?
Jest oczywiście odmienne podejście do analizy (a nie do odpowiedzenia) na to pytanie: Dlaczego świadomość (jakkolwiek pojmowana) wydaje się bardziej korzystna niż wstrzymanie świadomości (jakkolwiek pojmowane). Świadomość deprywacji, otchłań nicości nie jest wstrzymaniem świadomości. Czyż jakakolwiek preferencja (absolutnie jednostronny wybór) jednej możliwości nad drugą nie ukazuje pragnienia jako pomocnika w osiągnięciu ostatecznego celu? Pragnienie by zakończyć pragnienie, tak jak to widzę jest prowizorycznym środkiem zaadoptowanym podczas gdy pragnienie jest ciągle obecne, użycie pragnienia do samo-eliminacji, podczas gdy celem jest absencja pragnienia i konsekwentnie zakończenie cierpienia. Użycie słowa jest (które implikuje obecność ignorancji) jako użycie ignorancji do samo-eliminacji podczas gdy celem jest (dla mnie w tym stanie) wyzwolenie z ignorancji.
Następnie, załóżmy stan świadomości bez cierpienia, musiałby być to stan całkowicie bez zmiany, gdyż najmniejsza zmiana tego stanu pociągałaby za sobą wprowadzenie jakiegoś stopnia cierpienia. Ale czy stan świadomości absolutnie bez cierpienia może być rozróżniony od absencji świadomości? Nie widzę na to sposobu. Jednakże mieszanka tęsknoty za niemożliwym (pragnienie) i lęk czy niechęć zmierzenia się z faktami asocjacji i kompleksowości, które nierozerwalnie związane są ze świadomym doświadczeniem (ignorancja) może uczynić to tak samo możliwym do zrealizowania jak łapanie czerwonego z tęczy przy pomocy siatki na motyle. Więc wychodzimy z naszą siatką łapać kolory... i zamiast tego zmokliśmy. Pragnienie i ignorancja przetrwają niebo, choć cierpienie może być w nim na jakiś czas uśmierzone.
Oto jak widzę stwierdzenie Emersona: “bierz co chcesz ale zapłać cenę”. Pojmuję to tak: “Płać śmiercią za cenę życia lub płać cierpieniem za cenę świadomości”. Ale nie znaczy to, że myślę iż człowiek powinien oponować niezmniejszającemu się pragnieniu i ignorancji i używać ich do oskarżania życia i świadomości etc. Mówię tylko, że człowiek powinien przyjąć je takimi jakimi są i rozwinąć ich zrozumienie. To, tak jak to widzę i tylko to, razem z dzieleniem się tym zrozumieniem, jest prawdziwym źródłem radości życia, a nie życie ścigane przez lęk straty świadomości... Wiesz to, zatem nie mówię nic nowego.
Jeżeli spytam się siebie: ”Czy możliwym jest dla mnie zakończenie świadomości, muszę sobie odpowiedzieć, że nie widzę takiej możliwości (choć co by się stało gdybym skutecznie zakończył pragnienie i ignorancję czego perspektywy obecnie nie widzę, to trudno powiedzieć!) Gdyby ta możliwość była teraz osiągalna, nie widzę żadnego rozsądnego powodu dla którego miałbym z niej rezygnować. Czysta spekulacja! Tak ale przynajmniej powstrzymuje mnie to od zajęcia jednostronnego stanowiska na korzyść świadomości lub na korzyść nie-świadomości. Nie uważam śmierci (końca mojego życia czy morderstwa czy samobójstwa) jako zakończenie świadomości, założenie, że świadoma kontynuacja (negatywność) kończy się ponieważ jakaś poszczególna kontynuacja jej materialnego obiektywnego świata włączając w to ciało, kończy się, wydaje mi się czystym założeniem którego opozycyjna możliwość jest tak samo ważna z możliwością lepszej logicznej argumentacji po jej stronie, jeżeli dowody są obserwowane bez uprzedzeń. Jednakże, to co się stanie ze mną w czasie śmierci nie może być poznane, konsekwentnie mam wolną rękę przy tym założeniu (a skoro nie mogę uniknąć tu jakiegoś założenia) wybieram to które wydaje mi się najrozsądniejsze. Śmierć wydaje się przede wszystkim być zapomnieniem: Nie wiem, ale ponieważ muszę w coś wierzyć na temat śmierci czy mi się to podoba czy nie, nie wierzę, że świadomość kończy się wraz ze śmiercią. Pamięć może i tak.
Myślę, że jest raczej ważne by utrwalić sobie w umyśle jedną rzecz odnośnie tego co tu zostało powiedziane. Zgodnie z tym poglądem są dwie skale wartości (nie tyle oddzielne co przecinające się pod kątem prostym), które muszą być starannie rozróżnione między sobą. Fizyczny świat w którym żyjemy i jesteśmy, zabarwiony ignorancją i popychany przez pragnienie, zarządzany przez percepcję istnienia i praktyczne wartości na tym oparte. Ale każdy pozytywny metafizyczny system bazujący tylko na logice czy też na uczuciu, oparty o to, jest nawiedzany przez cienie, które sam nieuniknienie rzuca, nie mogąc dostrzec siebie samego (jak słońce). Działa to w oparciu o przyczynę i skutek a myśl tego jest logiczna przez zależność od słowa jest. Jak długo żyjemy na tym świecie, musimy żyć jego sposobem i jego wartościami, inaczej ryzykujemy wpaść do studni gdy idąc zajęci jesteśmy obserwowaniem gwiazd. Ale żadne z jego praw nie jest uczynione absolutnym (bez rozdzielenia idei od doświadczenia). Pustka, o której nie można powiedzieć, że jest lub, że nie jest, ani że ma świadomość lub, że jej nie ma, podczas gdy zaprzecza absolutności wszelkim doświadczalnym wartościom, zarówno istnieniu jak i świadomości – nie może być zidentyfikowana. I to jest doktryna nie-ja tak jak to teraz widzę. Pustka nie może być “izmem” a zatem wprowadzona do światowego schematu; inaczej jak przez zaprzeczenie absolutności wszystkich jego poszczególnych wartości. Nie ma ona większego efektu na zwykłe życie niż teoria względności. Ale tak jak teoria ta całkowicie zmienia kalkulacje przy nadzwyczajnych prędkościach, tak samo jak to widzę, ten element pustki całkowicie zmienia kalkulacje w nadzwyczajnych sytuacjach: śmierci zarówno jako morderstwa, czy samobójstwa, czy jako partnerki starości.