wtorek, 22 stycznia 2013

Wypowiedzi wybrane II

Tego że te tajemnicze i fantastyczne stworzenia rzeczywiście istnieją, choć normalnie są dla nas niewidoczne, możemy się dowiedzieć z raportów (w Suttach na przykład, patrz Lakkhana Samy) ludzi którzy praktykowali medytację i wyrobili sobie dibbacakkhu czy „boskie oko”.
Ale te wszystkie rozliczne stworzenia, niezależnie czy istnieją na swych własnych prawach – tj są świadomie niezależne – czy nie (i te rozróżnienie nie jest zawsze łatwe do uczynienia przez proste patrzenie na nie) są obiektami zainteresowania tylko dla miłośników różnorodności, zbieraczy dziwnych obiektów. Przypuszczać, jak to robi Huxley (i to ta jego wierność naukowej metodzie skazuje go nie być nigdy niczym więcej jak tylko drugorzędnym myślicielem), że przez zbieranie i egzaminowanie rozlicznych obiektów umysłu można się nauczyć czegoś esencjonalnego o naturze umysłu, jest w dużym stopniu takim samym założeniem jak przypuszczenie, że można się czegoś dowiedzieć o strukturze teleskopu przez stworzenie listy wielkiej różnorodności obiektów jakie można przezeń dostrzec. (…). Czcigodny Sariputta mimo całej swojej perfekcji w praktykowaniu jhan, nie rozwinął dibbacakkhu (Thag, 996) A mimo to był wiodącym uczniem Buddy, pierwszym w pańńa czy zrozumieniu. Po samym Buddzie nie było nikogo kto rozumiałby Dhammę tak dobrze jak on – a jednak, jak sam przyznawał, nie był w stanie zobaczyć „nawet goblina” (Udana 40). Ewidentnie, zatem, widzenie dziwnych stworzeń, w normalnym czy abnormalnym stanie umysłu, nie przynosi postępu w mądrości.


*

Selektywność świadomości

 
O umyśle jako redukującej zastawce. Huxley cytuje (s.21) Prof. C.D. Broada:
Powinniśmy dobrze rozważyć znacznie bardziej poważnie niż uprzednio się do tego skłanialiśmy, typ teorii której Bergson przedstawia w połączeniu z pamięcią i zmysłową percepcją. Sugestia jest taka, że funkcja mózgu i systemu nerwowego i organów zmysłowych jest głównie eliminacyjna nie produkcyjna. Każda osoba jest w każdym momencie zdolna do pamiętania wszystkiego cokolwiek się jej kiedykolwiek wydarzyło i do postrzegania wszystkiego co wydarza się wszędzie we wszechświecie. Funkcją mózgu i systemu nerwowego jest chronienie nas … przez zatrzaskiwanie większości tego co inaczej postrzegalibyśmy czy pamiętali w każdym momencie.
Ten fragment może rzucić ci światło na FUNDAMENTALNĄ STRUKTURĘ, szczególnie na pierwsze dwa przypisy, kończące się: „I jeżeli cokolwiek istnieje, wszystko inne istnieje”. Ale wprowadzanie mózgu i systemu nerwowego i organów percepcyjnych by wyjaśnić selektywność naszej percepcji jest zarówno nieuprawnione (spójrz jeszcze raz na list z Jeffersonem) i niekonieczne. W FUNDAMENTALNEJ STRUKTURZE próbowałem wykazać przyrodzoną strukturę rządząca selektywnością świadomości (tj. faktem, że nie wszystko jest równie obecne tego samego czasu), i nigdzie nie byłem zobligowany do wspomnienia mózgu itd. Odsyłam cię do RUPA i do uwag na temat manasikara (skierowania uwagi <attention>) w NAMA. Pojęcie 'Mind at Large', choć zawiera pewną prawdę, w rzeczywistości nie jest zbyt różne od „ogólnej świadomości wspólnej dla wszystkich”, i nie koresponduje z niczym co w rzeczywistości istnieje. A kiedy mózg jest wprowadzany jako rodzaj mechanicznej zastawki – w dodatku przeciekającej – znajdujemy się w niemożliwym do rozwiązania zaplątaniu.


*


W mojej dyskusji o vińńanam anidassanam anantam sabbatopaham, powiedziałem (jak pamiętam), że świadomość arahata ani nie wskazuje ani nie tworzy „jaźni” czy „podmiotu”. Powinienem był powiedzieć: ani nie wskazuje „jaźni” czy „podmiotu” ani nie powstaje z „jaźni” czy „podmiotu”. W rzeczywistości znaczenie anidassanam i sabbato-apaham jest to samo: to po prostu, gdyż nie ma więcej Ahan ti va Maman ti va Asmi ti va* u arahata, świadomość nie jest już dłużej „moja”. I anantam może być użyte w tym samym sensie – dla arahata świadomość nie jest już dłużej ograniczona przez bycie „moją” świadomością (determinacja jest zawsze ograniczeniem, będąc negacją; i świadomość jest teraz, w tym znaczeniu, asankhata czy nie-determinowana. W Asankhata Samyutta (iv, 359-73) zobaczysz, że asankhata, anidassana, i nibbana wszystkie są synonimami i wszystkie są definiowane jako ragakkhaya, dosakkaya, mokhakkhaya, co w Itivuttace (V,5: 38) jest powiedziane o saupadisesa nibbanadathu. Edwarda Conze tłumaczenie jako „niewidzialna, nieskończona świadomość która świeci wszędzie” jest całkiem dzikie (bez wątpienia podane bez jakiejkolwiek konsultacji z Pali) i jest się kuszonym zadać pytanie jak świadomość może być „niewidzialna”, jeżeli „świeci wszędzie”. Ale co dokładnie, jest tym co mahajaniści rozumieją przez nibbanę, bardzo trudno się w tym rozeznać.
* „ja” czy „mnie” czy „jestem”.


*

Kilka lat temu, praktykujący na Harley Street psychiatra, przejawiający zainteresowanie buddyzmem, przyszedł mnie odwiedzić. Rozpocząłem konwersację mówiąc: „W pewnym momencie życia, każdy inteligentny człowiek zadaje sobie pytania o cel swej egzystencji”. Natychmiast i w najwyższym stopniu okazaną dezaprobatą, psychiatra ten odparł: „Każdy kto ma takie myśli jest mentalnie chory”. W taki sposób, jednym gestem, zmiótł znaczną część głównych filozofów (pewni z nich zajmujący uniwersyteckie stanowiska – co daje gwarancje jeżeli nie ich filozofii, to ich szacowności) do azylu dla wariatów – kryminalnego azylu dla wariatów, sądząc po jego tonie. (…). Brak powodu by żyć, niekoniecznie jest powodem by umrzeć, choć wizytujący psychiatra zakładał przeciwnie, stąd jego panika na sugestię, że cel życia może być zakwestionowana.

*

Właśnie przesłano mi z Anglii książkę Lorda Balfoura, "A Study of the Psychological Aspects of Mrs. Willet's Mediumship, która może cię zainteresować. Nie myślę, że masz jakiekolwiek wątpliwości co do odrodzin, ale ta książka wydaje się mi zupełnie wyjątkowo dobrym na nie dowodem a rozliczne filozoficzne problemy tam dyskutowane (pomiędzy żywymi i zmarłymi) same w sobie są dość interesujące. W szczególności niezgoda pomiędzy Balfourem (żyjący) i Gurneyem (zmarłym) o możliwości zaistnienia rozszczepienia w obrębie jednej i tej samej osoby. Ta niezgoda może zostać rozwiązana tylko wtedy, gdy rozróżnienie pomiędzy pojęciem osoby (sakkaya, atta) i jednostki (puggala) stanie się jasne. (To rozróżnienie, jak sobie przypominasz, jest dyskutowane w Uwagach). Balfour neguje to, że osoba, jaźń może zostać rozszczepiona bez ipso facto stania się dwoma osobami, dwoma jaźniami (tj, dwoma całkiem różnymi ludźmi): Gurney to afirmuje. Balfour myli się z dobrego powodu: Gurney ma rację ze złego powodu.
Na stronie 269 tej książki, czcigodny Nanavira odnotował na marginesie: Całe to zagmatwanie tego rozdziału pochodzi ze zbłądzenia puthujjany w rozróżnieniu osobowości od indywidualności. Osobowość jako „ja” jest niepodzielna. Indywidualność jest podzielna – w obrębie jednostki. Słowo jednostka nie wyklucza wewnętrznych podziałów; po prostu oznacza, że nie możesz traktować tych wewnętrznych podziałów jako kolekcji jednostek. „Jednostka” jest w opozycji do „klasy”.

Na stronie 308 marginalna uwaga: Z punktu widzenia puthujjany, obiekcje Balfoura są ważne -”jaźń” nie może być podzielona na odrębne „jaźnie” … Ten paradoks nie może być rozwiązany w sferze puthujjany. Jeżeli Gurney ma rację, to tylko dlatego, że faktycznie nie udało mu się docenić dylematu Balfoura ...


*


Możliwe, że czcigodny mnich, mówiąc, że paticcasamuppada jest nauczana obecnie przez birmańskich i syjamskich mistrzów medytacji, odnosił się do interpretacji z Vibhangi czy Patisambhidy wspomnianych na końcu strony 676 (R XVII, n 48) tłumaczenia czcigodnego Nanamoli Path of Purification (Visuddhimagga).

Przyznam, że nie badałem tego, ale ze wszystkich sprawozdań, są one niesatysfakcjonujące. W każdym razie, formuła paticcasamuppady (tak jak to widzę) nie dopuszcza alternatywnych interpretacji – ta jest jedna i tylko jedna. Nie widzę, by ktoś kto oferuje pewną liczbę odmiennych interpretacji jako jednakowo ważnych, mógł mieć rację w jakiejś z nich. (Jest całkiem możliwe, że ktoś kto rzeczywiście osiągnął sotapati, a zatem widzący współzależne powstawanie dla siebie, mógł ciągle wahać się przed zadecydowaniem jakie jest znaczenia rozciągniętej – dwunasto-członowej formuły – gdyż, to co widzi dla siebie to Imasmim sati idam hoti, etc., a nie egzemplifikację tego w terminach avijja, sankhara i tak dalej – czego znaczenia może nie znać. Ale jedna rzecz jest pewna: jakąkolwiek interpretację poda, będzie ona zgodna z jego prywatną wiedzą, Imasmim sati …, i skoro już pochwycił esencję sprawy, nie będzie szukał dookoła alternatywnych interpretacji.) Ale być może czcigodny Thera kiedy mówił, miał co innego na myśli.


*


Kafka jest etycznym pisarzem a nie estetycznym. Nie ma konkluzji w jego książkach. Zamek faktycznie był niedokończony, ale jakiż koniec mógł tam być? I są pewne wątpliwości co do właściwej kolejności rozdziałów w Procesie – w rzeczywistości nie wydaje się to mieć żadnego znaczenia w jakiej kolejności je czytasz, gdyż książka jako całość do donikąd nie prowadzi. (Sarkastyczny czytelnik mógłby się nie zgodzić i powiedzieć, że książka rzuca nowe światło na sądownictwo). W tym Kafka jest wierny życiu takim jak je faktycznie doświadczamy. Nie ma „szczęśliwego końca” czy „tragicznego końca” czy „komicznego końca” w życiu, tylko „śmiertelny koniec” - i wtedy znów zaczynamy od narodzin.
Cierpimy, ponieważ odmawiamy pogodzenia się z tym godnym ubolewania faktem; i nawet chociaż możemy powiedzieć, że życie jest bezcelowe, to kontynuujemy myślenie i działanie jak gdyby miało ono jakiś cel. Bohaterowie Kafki (czy bohater „K” - on sam i nie on sam) uparcie kontynuują podejmowanie wysiłków rozumiejąc doskonale, że są one całkiem bez znaczenia – i robią to jak coś najbardziej naturalnego w świecie. A tak, poza tym, co człowiek może jeszcze robić? Zauważ, jak w Procesie pojęcie winy jest brane za pewne. K nie kwestionuje faktu, że jest winny, nawet chociaż nie wie czego jest winny – nie czyni prób odkrycia oskarżenia przeciwko niemu, lecz tylko zajmuje się swa obroną. Dla obu, Kierkegaarda i Heideggera, wina jest czymś fundamentalnym w ludzkiej egzystencji. ( I to tylko Budda jest tym, kto informuje, że oskarżenie przeciwko nam to avijja.


*
\

Jak wiesz, źródło uczuć jest w jelitach (nie w sercu, jak się czasami romantycznie przypuszcza) wszelkie silne emocje mogą być odczute jako fizyczne podrażnienie jelit, nawet gdy samo uczucie już zanikło. (Odkryłem, ze gniew jest zatwardzający, pożądanie czasami rozwalniające i niepokój moczopędny, a silny lęk, jak wierzę, jest przeczyszczający).

*

Naturalnie, ciągle nie jestem zauroczony życiem i jego kontynuacją, mając nadzieję na niezbyt-bolesną-śmierć w niezbyt-odległej-przyszłości, ale z wyjątkiem perspektywy wizyty u dentysty w najbliższym czasie, nie mam już dłużej nastroju samobójczego.

*

W każdym razie, moja obecna sytuacja ma wielką zaletę: daje mi wolność powiedzenia czegokolwiek, co uważam, że powinno być powiedziane, bez martwienia się czy też nie stanę się w czasie tego niepopularnym. Na nieszczęście, jednakże, zdecydowane wypowiedzi bez ogródek na temat Dhammy, nie wydają się, na Cejlonie, przysparzać niepopularności – raczej odwrotnie. Pewien czcigodny Thera, po otrzymaniu egzemplarza Uwag – które punkt po punkcie, negują prawie wszystko co on sam opublikował w swojej książce – napisał przyjaźnie niespójną eulologię Uwag, pochwalając intencje Mr. Samaratungi by je wydrukować, i podając nazwiska ludzi którym dobrze byłoby je wysłać. Rzecz w tym, oczywiście, że napisał on swoją książkę kierowany nie jakimś głębokim przekonaniem, ale po prostu w zgodzie z ustanowioną tradycją – i, mogę powiedzieć, uczynił to bardzo kompetentnie. I będąc bezpiecznym w anonimowości tej tradycji, nie czuje tego, że Uwagi odnoszą się do niego osobiście.

*

Masz rację, życie nie jest proste dla nikogo. I gdy raz człowiek wyrobił sobie ustalone nawyki i jest przyzwyczajony do swych małych uciech i prawdopodobnie uzyskał też pewną pozycję dla siebie w świecie (profesjonalne starszeństwo, uznanie własnych kolegów, i tak dalej), nie jest tak łatwo uczynić drastyczną zmianę i skoczyć w to, co rzeczywiście jest jakimś nieznanym elementem.

*

Terminy „buddyzm” i „buddysta” mają dla mnie lekko nieprzyjemną woń wokół siebie – są zbytnio jak naklejki przylepiane do paczek niezależnie od tego co zawierają. Przykładowo ja nie myślę o sobie czy o tobie jako o „buddyście”, ale nie mam nic przeciwko temu by zezwolić instytutowi statystycznemu na mówienie o wielu milionach buddystów na Cejlonie, a także pozwolić niezainteresowanym (nieuprzedzonym) scholastykom na branie „buddyzmu” jako ich pole studiów. Faktycznie, Encyklopedia buddyzmu profesora Malalasekary zajmuje się „buddyzmem”, ale czy to ma wiele wspólnego z Nauką Buddy, to już inna sprawa.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.