Zapiski pustelnika - 2

- Co skłoniło jednokomórkowe ameby do zlewania się w wielokomórkowe jednostki jak hydra czy volvox? I wielokomórkowe jednostki w społeczeństwa jednostek jak Portugalski człowiek wojny? Czy była to nuda? I w przejściowym stanie czy żyły one w luźnych społecznościach jak gąbki czy jak termity czy jak my? I doszło do tego, że zaprzedały się tej asocjacji dla utrzymania się? I czy rozwinęły środki komunikacji za pomocą których wymieniały doświadczenia, rozbudowywały ciało wiedzy i dominowały się wzajemnie, tak wytwarzając psychologiczny klej w który zostały pojmane – w nowo powstały kompleks jednostek z którego nie było już dłużej ucieczki, poza śmiercią jednostki której jako proste komórki nie miały konieczności znać? Śmierć ameby jest wypadkiem, nie koniecznością, ale dla kompleksowej jednostki śmierć nadchodzi zarówno jako wypadek jak i konieczność. Czy zmierzamy ku nowemu tworowi kompleksowości co stworzy nowo powstały rodzaj śmierci? Do tej pory była to sprawa natychmiastowa ale może wynajdziemy rodzaj co trwa – rzeczywistą „żywą śmierć?”


- Jakie znaczenie ma tworzenie poematów (na przykład Upagupta Tagorego)? Czy nie zawodzi on na najwyższym poziomie, ponieważ zakłada konieczność („słuszność”) cierpienia bez którego cnota, powiedzmy nieegoistycznej służby upada z braku czegokolwiek czemu można by służyć? Nikt nie potrzebuje negować, że cierpienie zmniejszyłoby się gdyby pomagano chorym i gdyby więźniowie pomagali sobie wzajemnie (choć studia nad ludzkim zachowaniem wskazują, że te rozwiązanie jest bardziej złożone niż się powierzchownie wydaje) ale czy mamy zaadoptować jako główną zasadę, że choroba powinna być utrzymywana by mogli być chorzy do służenia im – że wszyscy ludzie powinni być trzymani w więzieniach by potrzebowali pomocy innych; lub przeciwnie, czy powinniśmy zaadoptować zasadę, że co prawda dobrze jest pomagać, lepiej jest leczyć chorobę i usunąć potrzebę więzień by w ten sposób pomoc nie była już dłużej konieczna. Adwokaci pierwszej zasady przeciwko drugiej faktycznie dowodzą, że wszyscy lekarze i chirurdzy powinni zaprzestać swej pracy i zamiast tego stać się pielęgniarzami.


- Są tacy co lubią odległych korespondencyjnych przyjaciół, których nie spotkali bardziej niż sąsiadów których spotykają.


-Tak jak możemy ułożyć kawałki żelaza etc w hermetycznie zapieczętowaną skrzynię, tak też możemy ułożyć myśl w skrzynię która efektywnie więzi inne myśli.


- Wydaje się, że są trzy rodzaje środków oszałamiających, czy „narkotyków”. Fizyczne, religia i polityka. Pierwszy jest tak samo popularny jak zawsze, ale ostatni wydaje się wypierać drugi. (Filozofia i prace, wskazania i praktyki etc kwalifikują się przeważnie pod jeden z dwóch ostatnich.) Przeciętny człowiek absolutnie potrzebuje jednego z trzech by przesłonił mu wizję daremności życia i świata.


- W dzisiejszych czasach bardziej zwykłe jest by ludzie byli zdradzani przez swój kraj, niż by oni go zdradzali. Dlatego też jest teraz tak wiele „osób bez miejsca”.


- W swych wysokich chłodnych pałacach w niebie, potrzebują ogni piekielnych by je ogrzewały. Gdyby nie było nieba, co ciążyłoby nad piekłem, ognie piekielne rozeszłyby się i wychłodły i mieszkańcy piekła nie mieliby już czego dłużej nienawidzić i zazdrościć. Strażnicy piekielni byliby bez pracy, „osobami bez miejsca” - i mieszkańcy piekła nie mieliby nikogo kto by o nich dbał.


- Przeszłość jest śmietniskiem zjedzonej, przetrawionej i wydalonej przyszłości. Jak drzewa zakorzenione w ich własnych gnijących liściach, my owocujemy najlepiej gdy głęboko zakorzenieni w swej przeszłości.


- Od czasu do czasu małe łódki myśli wypływają na falach emocji.


- We wszystkich piekłach jakie wszystkie religie opisały, jednakowość i brak oryginalności jest rzeczą najbardziej uderzającą.


- Interpretacyjne myśli roją się na nagiej zmysłowej percepcji jak chmara much na otwartej ranie.


- Nie ma potrzeby obnosić się ze swymi czynami jak z medalami. Można być takim samym mentalnie nowobogackim jak i finansowym.

- Jednym z najbardziej znaczących faktów tego wieku jest nieznaczna bezpośrednia osobista władza jaką naukowcy mają przy kontrolowaniu światowych wydarzeń. Cudowne środki, które tak udanie wytwarzają są zawsze używane przez nie-naukowców, przeciwko którym naukowcy osobiście wydają się być bezsilni a nawet bez środków. Cóż z nich za sprytne owce.


To nie pamięć jest „pozytywnym” osiągnięciem ale „zapominanie”. Nie jest dziwne, że możemy zapamiętać tak wiele rzeczy - co jest dziwne, to że możemy zapomnieć cokolwiek: to dziwne i to jest osiągnięcie. Momenty szczęścia na tym świecie są osiągane przez (świadomie lub nie) wymazywanie niemiłych wrażeń ze wspomnień, gdy miłe są obecne.


- Świat jako masa kłamstw, które wszystkie zmagają się ze sobą by stać się prawdą.


- Jak znacznie lepiej jest być lekceważonym niż popieranym czy obrażanym przez niewłaściwych ludzi.


- Podczas gdy europejska myśl kontynentalna faworyzuje wielkie systemy filozoficzne zbudowane zgodnie z planem i ufundowane na centralnym celu, angielska myśl faworyzuje praktyczne, empiryczne – ciała częściowych koordynacyjnych technik życia i myślenia, pozostawiając centralny cel życia nieprzedstawionym – jako coś prawie wstydliwego by to badać. Ten cel został częściowo instynktownie odesłany (gdy powstaje konieczność) do Kościoła i Boskich Praw Królewskich, czy do indywidualnego człowieka (głos wewnętrzny), biegu natury (progres i naturalna selekcja), opinii publicznej, przeciętnej statystycznej i Wielkich Matematyków, genów – właściwie wszystko to jest niczym więcej niż pomalowanymi panelami na zalakowanej szkatule do której, jest wiele kluczy ale która nie ma zamka.


- Świat który tam jest, jest ciągle prześladowany przez to czego tam nie ma – czego nie ma, ale mogłoby tam być, co nie może ale powinno tam być. (Dopisane ołówkiem) Co tam jest? Brak odpowiedzi.


- Prawda jest jak czarne tło za gwiazdami (ponieważ jest nie do uchwycenia). Piękno jest jak promień wychodzący w poszukiwaniu światła – ponieważ wychodzi od podmiotu i iluminuje pewne obiekty, pozostawiając inne w ciemnościach – i nie wpływa na czarne tło za gwiazdami.


- Ciekawe, że wydaję się czuć bardziej w domu gdy za granicą.


- Jeżeli muszę, żyć jak amator, niech umrę jako profesjonalista.


- Mąka stanowi podstawę do olbrzymiej liczby potraw – gdy surowa jest wstrętna ale jest podatna na umiejętne gotowanie. „Postęp” jest rodzajem mentalnej mąki z której ludzie gotują olbrzymią ilość pokarmów dla myśli. Ale jest bardzo łatwo stworzyć z niej ciężkostrawny pudding i trzeba przyznać, że pewni kucharze są straszni.


-”Te działania są słuszne a te nie, niezależnie od tego kto je wykonuje” i „cokolwiek drogi mi ten a ten robi jest słuszne, cokolwiek brudas taki a taki robi jest błędne” są dwiema nićmi które tkamy razem w ambiwalentny materiał naszych postaw i osądów wobec innych ludzi.


- Jeżeli w obecnych warunkach człowiek (i nie jest to zupełnie niemożliwe) rozwinąłby u siebie zdolność widzenia tego co się dzieje na powierzchni powiedzmy Jupitera, w tej samej skali szczegółów w jakiej normalny człowiek widzi to co się dzieje na powierzchni ziemi wokół niego, to byłoby to obecnie nie do zweryfikowania przez wszystkich innych ludzi. Ta wiedza (doświadczenie) byłaby tylko dostępna dla tego jednego człowieka. Czym by się to różniło od halucynacji, tak długo jak pozostawałoby to poza zasięgiem wszystkich innych ludzi? Jeżeli ogłosiłby on swą wiedzę czy nie byłby nazwany szaleńcem? I czy słusznie?


- Dwa demony: jeden który nalega na to, że to co wywnioskowane przez werbalne procesy musi korespondować z doświadczeniem, i drugi który nalega, że to co nie może być osiągnięte przez werbalne procesy nie może korespondować z doświadczeniem.


- Dziwne jak ludzie zainteresowani religią spędzają tyle czasu by zmienić oczywiste znaczenie swych tekstów, które są ich autorytetem.


- Towarzystwa wzajemnej adoracji, jak mi się wydaje, są całkiem przyjemne, tak długo jak cieszą się sobą prywatnie (jako społeczności tajemne). Wtedy gdy ukazują się publicznie, zapraszają do rzucania błota i kamieni.


-Harmonia iluminowana przez świadomość rzuca cień dysharmonii. Moc iluminowana przez świadomość rzuca cień impotencji. Nieistnienie iluminowane przez świadomość rzuca cień istnienia.


- Pewnego razu w tym wieku, powiedziano mi, że Parlament jako dominujące ciało rządzące Kościołem Anglii, zarządził, że anglikanie nie muszą wierzyć w Piekło. Często zastanawiałem się co się po tym stało z anglikańskim Niebem. Czy niebiańskie pałace (lub obłoki), które dotąd były komfortowo ocieplane przez centralne ogrzewanie - są tak wysoko w górze – przez wieczne ognie Piekła, teraz porzuconego przez ludzi, stały się stopniowo wychłodzone (jak Londyn we wczesnych miesiącach 1947 gdy była burza śnieżna i brak węgla?). I tak anglikańskie Niebo musi być obecnie całkiem dobrze zamrożone i nikt nie może się tam ani dostać ani wydostać. I wszyscy źli ludzie jak i dobrzy muszą się odradzać z powrotem na ziemi jako ludzie – bo przecież gdzieś muszą się odradzać i gdy nie ma już dłużej ani Piekła ani Nieba to gdzie? I to oczywiście będzie się ciągnęło na zawsze bez końca ... Chyba, że Brytyjski Parlament ustanowi ponownie wiarę w Piekło.


- Fakty są jedyną rzeczą w którą nie wierzę (w każdym razie nie ma takiej potrzeby). Przyznam, że muszę „mieć do czynienia z faktami” (jak szaleniec ze swymi halucynacjami) ale to zupełnie nie powód bym w nie wierzył (jak szaleniec). A.N Whitehead, wielki matematyk, (który wydaje mi się był protestanckim arcybiskupem) często apeluje do „upartych faktów” jako do ostatecznego autorytetu, z rodzajem namaszczonej czołobitności. W tym daje on przykład, jak myślę, choroby współczesnego umysłu, tendencji do oddawania się masochistycznym orgiom pokłonów przed cielcem jego własnego sprzecznego zmysłowego doświadczenia – jeszcze jeden sposób ucieczki przed samym sobą.


- Słońce nie widzi cieni. (1954)
- Cień nie widzi słońca. (1957)
- Ja widzę cień i słońce – kto widzi mnie? (1958)


- Jeżeli rano powiem „wierzę w Boga” i wieczorem „nie wierzę w Boga”, jestem w zgodzie z prawdą mojej wiary i zrzekam się spójności, ale zachowuję moją wolność. Jeżeli trzymam się jednego stwierdzenia jestem w zgodzie z prawdą wiary i zachowuję moją spójność ale zrzekam się wolności. Być wolnym to być nie w zgodzie z prawdą.


- Półprawda jest bardziej efektywna – bardziej śmiertelna, powie moralista – niż kłamstwo, ponieważ element prawdy przekonuje, i za pomocą tego przekonania, element fałszu schodzi głębiej. (Później dodane) Co jest półprawdą? Co jest Prawdą?


- W dziewiętnastym stuleciu były współzależne trzy koordynaty 3-wymiarowej przestrzeni i był czas i byli świadomi obserwatorzy. W dwudziestym wieku są współzależne cztery koordynaty czasoprzestrzennego kontinuum i są świadomi obserwatorzy. Czy pewnego dnia zostanie zobaczone, że jest tylko pięć współzależnych koordynatów czasoprzestrzennego kontinuum obserwowanego przez jakąś świadomość, bez żadnych dodatków dookoła zalegających?. Wydaje się nie do zbicia, że jakiekolwiek wydarzenie wymaga pozycji w trójwymiarowej przestrzeni, w momencie czasu, z afektywno-wolicjonalnego stanowiska. Te pięć musi iść razem i gdy brak jednego z tych pięciu (nie licząc sztucznej abstrakcji) nie ma o czym mówić.


„Ach” powiedzą, „ale co o zapisach wydarzeń których nikt nie obserwował? To udowadnia, że rzeczy dzieją się niezależnie od obserwatora”. W rzeczywistości nie udowadnia to niczego takiego. To tylko podnosi fundamentalny aspekt świadomego doświadczenia: Że jakiekolwiek dane doświadczenie składa się z dwóch elementów, powiedzmy to co aktualnie odczuwane i to co jest „interpretowane na podstawie tego bazowego odczucia”. Jeżeli widzę drzewo, zamykam oczy i nie widzę drzewa, otwieram oczy i widzę drzewo, mówią, że drzewo „tam było”, kiedy moje oczy były zamknięte, ale „było tam nieobserwowane”. Jeżeli inni ludzie z otwartymi oczami czy z kamerami powiedzą mi, że tam było, lub przedstawią fotografię drzewa, z czasu gdy moje oczy były zamknięte, to po prostu nowe doświadczenie, które przez wnioskowanie odnoszę do doświadczenia „oczy otwarte – drzewo jest” i które wbudowuję w koncept „oczy zamknięte drzewo ciągle tam jest”. Drzewo co „tam jest” nieobserwowane, nie może być znane inaczej niż przez wiedzę inferencyjną i to jest ipso facto na innym poziomie wiedzy niż bezpośrednie doświadczenie „oczy otwarte drzewo jest obserwowane”. Żadna ilość świadków czy nagrań mechanicznych nie wpływa zupełnie na tą zasadę. Jest to po prostu dalszym „bezpośrednim oczy otwarte obserwowanym doświadczeniem”, które umysł używa by wzmocnić swój inferencyjny (w egzystencjalnym sensie prawdopodobnie transcendentalny) koncept.


- Co zrobilibyśmy gdyby naukowcy wytworzyli „nowy” i „nadrzędny” gatunek człowieka? - nadrzędny w czyjej opinii? - I (co rzeczywiście budzi lęk) jeżeli odnajdą środki by uniknąć nieuniknionej śmierci.


- Jak wiele z tego co myślę i mówię powstaje ze zgody lub w opozycji do tego co inni ludzie mówią czy robią i nie jest spontaniczne?


- Jeżeli nie jesteś mistrzem faktów, pobiją cię opiniami. Jeżeli nie jesteś mistrzem pustki, pobiją cię faktami.


- Stale spotykamy się z ograniczonością zasad uniwersalnych i drugorzędnością zasad pierwszych.


- Nie ma kreacji – tylko konwersja materii nad którą umysł tańczy nowy taniec.


- Tak jak stado gęsi jest wiedzione przez przewodnika, tak też, jak się wydaje, stado poprawnych politycznie gęsi jest wiedzione przez propagandę.


- Są dwa powody by nie lubić ludzi (chcieć odejść z ich społeczności): ponieważ zachowują się oni nagannie, i ponieważ sprawiają, że my sami zachowujemy się nagannie. Odwrotność jest równie ważna. Ale nie ma „zachowania” kiedy jesteśmy sami.


- Nie jest możliwe jak mi się wydaje, rozróżnienie pomiędzy tym co jest „absolutnie nowe” i tym co jest „absolutnie zapomniane” ( i czynione ponownie). Zatem co jest całkowicie zapomniane i nie pozostawiło śladu nigdy nie było? Oczywiście, ponieważ tak czy tak to sprzeczność.


- Koty i psy rzucają nieco światła na nasze relacje z innymi. Są one zrówno esencjonalnie świadome innych jak i ich całe zachowanie jest pod tego wpływem. Zarówno koty jak i psy cenią sobie rozpaczliwie opinię innych, chociaż prawdopodobnie by się do tego nie przyznały. Ale jest esencjonalna różnica między nimi. Pies zakłada, że jego dobro zależy od dobrej opinii innych o nim i tak stara się odkryć jaka ta opinia jest, staje się udomowiony przez próbę sprzedania siebie, by służyć i tak jest esencjonalnie kierowany i hamowany przez koncept obowiązku. Jego fundamentalną troską jest ta, że zbłądzi w interpretacji tego czego inni od niego chcą i że w konsekwencji tego mogą oni go porzucić jako bezużytecznego. Poczucie godności psa jest całkowicie drugorzędne. Pies często przeprasza. „Dobry” mądry pies jest sumienny i poważny. „Zły” głupi pies jest pamiętliwy i niezgrabnie dziki. Psu nie przeszkadza bycie wulgarnym za dnia. Psy są zabawne. Podejrzewam, że pekińczyki wszystko to wiedzą, co musi być powodem tego, dlaczego nie są takie jak inne psy.


Kot zakłada, że jego dobrobyt może się powiększyć przez dobrą opinię innych o nim. Studiuje on jak ta dobra opinia może być stworzona i wykorzystana. Udaje udomowionego przez kupowanie naszej opinii przez systematyczne pochlebstwo. Chociaż podczas gdy w rzeczywistości nie służy on nikomu jak tylko sobie i wie o tym, stwarza bardzo udaną linię przekonania o tym, że jest na służbie, łapiąc myszy etc. Ale żaden kot nie będzie handlował, wymieniał się czy przepraszał. Kot kieruje się wyrachowaniem. Ale jest zawsze zatroskany o to czy wrażenie które chce wywrzeć zostało udanie stworzone i tak jest stale świadomy swego własnego wizerunku i często o niego niespokojny. Jest nawiedzany przez lęk bycia postrzeżonym nie jako oszust, którym nie jest, ale w pewnym świetle, które nie współbrzmiałoby z jego własną dobrą opinią o sobie, co podważyłoby jego troskliwie utrzymywaną pewność siebie i posturę. Być haniebnie gonionym jest dla niego znacznie gorsze od śmierci i godność jest ceniona przez niego wyżej niż życie. „Dobry” mądry kot jest zwinny i elegancki. „Zły” głupi kot jest niezgrabny i brudny. Koty są wulgarne tylko nocą (i to jak!) Prawdopodobnie syjamskie koty także wiedzą to wszystko, co może być powodem, że są rodzajem kocich pekińczyków. Koty są przytulne ale wyniosłe. Odnosić się do psów jako „on” a do kota jako „ona” jest bardzo mylące. I koty nie są zjadliwe (catty) wobec siebie nawzajem.


Jest jeszcze jedna różnica: pies nie jest tylko zainteresowany by odkryć opinię ludzkiego opiekuna i by „służyć” ale jest również zainteresowany by inne psy o tym wiedziały i jest również zainteresowany zachowaniami i osobowościami innych psów. „Obwąchaj mnie i ja cię obwącham”. Ale z drugiej strony dla kota inne koty są przypadkowymi zjawiskami w jego świecie ( poza miłością – za dnia przynajmniej) i jeżeli nie aktywnie na drodze, nie stanowią absolutnie części jego życia. I tak pies może uchodzić za jednego z grupy czy sfory zarówno jako przywódca czy przewodzony, ale nie kot.


- Można się zadziwić obrazem pomieszania jaki przedstawia człowiek. Wybiera on na swego heralda pokoju gołębia, jednoznacznie kłótliwego i nieprzyjemnie egoistycznego i chciwego ptaka, jak każdy kto trzymał żółwie wie. Zabiera pszczołom miód szydząc z nich za bycie „zapracowanymi” i chwali mrówki, bezrozumne, mechaniczne, agresywne, dzikie mrówki, jako swój ideał gospodarności.


- Znajduję grę sów ważniejszą niż fakty. Kościół katolicki, mówi Joyce, został ufundowany na grze słów (Skała Piotrowa). Ale poza tym, praktycznie nie ma niczego co robimy czy myślimy co nie miałoby podwójnego znaczenia.


- To nasze oczy oślepiają nas, to nasze uszy czynią nas głuchymi.


- Zdefiniujmy samobójstwo jako „pół-śmierć” - śmierć obiektu podczas gdy podmiot żyje, lub vice versa: ekstremalny wybór, rezultat ekstremalności konfliktu.


Intelektualizm czy racjonalizm zabija obiekt przez pocięcie go analizą i tak w ekstremum co pozostaje to doskonała wizja i doskonała ciemność. Nic nie może uciec oku i nie ma nic co by pozostało dla niego do zobaczenia - „Żyjąca śmierć podmiotu”.

Wiara zabija podmiot przez odmowę wzięcia pod uwagę generalności doświadczenia i jego trendów i sprzeczności. Światło wiary jest ześrodkowane tylko na jednym aspekcie, jakimkolwiek on może być, aż oko wypala się i ślepnie. Nic nie pozostało nieoświetlone w tym obiekcie ale nie pozostało oko by to zobaczyć - „żyjąca śmierć obiektu”.


W rzeczywistości oba ekstrema pociągają za sobą samo-sprzeczność. Ale nie są sobie równe. Gdyż jeżeli weźmiemy obie tendencje w ich skrajnościach – oko co przerosło swój obiekt i obiekt co przerósł oko – pierwsza relacja oko – obiekt daje nam głód i druga mdłości.


- Z pewnością błędem jest powiedzenie, że ból i przyjemność są równe i w opozycji. Gdyż przypuśćmy, że siedzę nie odczuwając ani bólu ani przyjemności, zawsze mogę (tak długo jak funkcjonują nerwy) być pewny bólu przez nakłucie się pineską. Ale to samo zupełnie nie stosuje się do przyjemności.


Załóżmy, że rozróżnimy a) mentalną nieprzyjemność i b) mentalną przyjemność c) fizyczny ból i d) fizyczną ... tak, co? Cóż, pewien rodzaj ekscytacji powstały z dotyku (bardzo prowizoryczne). Zwykłe kombinacje (oczywiste) to -a)c)- i -b)d)- dwie pozostałe -a)d)- i -b)c)- również się zdarzają (niezauważane) jako powiedzmy wina i sado-masochizm. Kombinacje (a obecne)-(a przeszłe) i (b obecne)-(b przeszłe) są oczywiste. Kombinacje (a obecne)-(b przeszłe) inna forma winy i (b obecne)-(a przeszłe) ...etc, etc. Sedno w tym, że ta analiza, która nie jest doprowadzona dostatecznie głęboko i nie jest odpowiednia, wystarczy by wykazać, że sytuacja przyjemność – ból nie jest yak zupełnie prostą sprawą jak to się przypuszcza.


- Halucynację uznaję za bez znaczenia, chyba że w odniesieniu do „pięcio-zmysłowego” doświadczenia. I na tej podstawie akceptuję (tymczasowo) opis Whately'a Caringtona; halucynacji i „prawdziwego doświadczenia” jaki dany w „Metter, Mind and Meaning” tj „prawdziwe doświadczenie” nie jest do odróżnienia, jeżeli przeanalizowane, od „kompletnie zorganizowanej halucynacji”. Do mentalnych wizerunków termin „halucynacja” nie ma zastosowania: może on tylko oznaczać pięcio-zmysłowe doświadczenie które nie jest odpowiednio zorganizowane.


- Żyje w pokoju za świetlistymi kurtynami, przez które jest w stanie widzieć: widzi swe bezpośrednie otoczenie i widzi same kurtyny, poruszające się jak gdyby przez impakt ciał za nimi – ale z podniesieniem kurtyny nie ma tam nic, tylko ciemność.


- Klasyczna tragedia (według Arystotelesa) oddziałuje na uczucia rozciągnięte pomiędzy opozycjami litości i strachu. Wydaje się, że egzystencjalizm używa linii „wybór - mdłości” ( z przesłanką, że człowiek jest zmuszany do wyboru, by używać swej wolności).


- Jeżeli jakikolwiek „postęp” ma być uczyniony, to przez ciągłą baczność na działania i ciągłą re-egzaminację faktów.


- Wszystkie rządy są symptomem uniwersalnej choroby, potrzeby bycia rządzonym: wszystkie rządy są złe, a pewne są bardzo złe.


- Z rozprzestrzenieniem się azjatyckiego więzienia i amerykańskiego obozu szaleńców w drugiej połowie dwudziestego wieku, wkrótce nie pozostanie trzeci wybór. Wtedy będzie do zadecydowania kwestia (decyzja prawdopodobnie nie będzie całkiem w naszych rękach) czy jest lepiej być za kratami czy strażnikiem – Za kratami w Ameryce? Strażnikiem w Azji? Lub vice versa?


- Co do wiary: wykonywać zasadniczą pracę, to jest, udowodnić ją przez rezultaty – powiedzmy wypłynąć na głębię pierwszy raz – wymaga absolutnej wiary, że wyuczona praktyka zapobiegnie naszemu utonięciu. (1954) Zatem mogę zapobiec utracie wiary przez nie uczenia się pływania. (1955)


- Poszerzająca się wiedza dąży do wykazania, że nie jest możliwe powiedzenie o jakiejkolwiek zasadzie „To jest zawsze słuszne” lub o jakiejkolwiek generalizacji „To jest zawsze prawdą” - chociaż możemy powiedzieć „przeważnie” czy „prawie każdego razu”.


- Kiedy podążam za konceptem Boga, symbolem przez który teologiczne systemy interpretują Mistyczne Doświadczenie, czuję się jakbym podążał za tęczą. Widzę jak gdyby wabiącą tęczę, zapraszającą umysł do uzyskania pewnego doświadczenia, dotknięcia czegoś. Ale kiedy idę ku niej w deszczu, inaczej niż kwitnące drzewo, tęcza wycofuje się a potem znika. Teraz, do tęczy muszę mieć słońce za sobą i deszcz przed sobą. Jeżeli podążę ku tęczy, zmoknę. Jeżeli się odwrócę, tęcza jest niewidoczna.


- Pragnienie bycia użytecznym dla innych wydaje się ledwo odróżnialne od skrytego pragnienia by inni cierpieli i potrzebowali naszej pomocy.


- Niebo musi być raczej jak muzeum gdzie nasze przeszłe miłości i fantazyjne nadzieje są zamrożone i przechowywane za szkłem, niedotykalne i w powietrzu przesiąkniętym wilgocią cierpienia i zmiany co użycza im iluzji życia i rzeczywistości. Wszystko co sobie tworzymy na tym świecie mentalnie zabijamy i kolekcjonujemy w niebie.


- Trwamy w wąskim ruchomym terytorium pomiędzy nudą porządku co kieruje umysł ku mdłemu bezpieczeństwu absolutnej stałości i z drugiej strony ekscytacją nieładu co wsysa go powodując zawroty głowy i dreszcze bycia duszonym przez entropię.


- Rodzaj osoby dającej niepodważalne odpowiedzi na nieodpowiadalne pytania.


- Nie jestem tak bardzo zainteresowany argumentami, że powinno się wierzyć w to czy tamto, albo nie wierzyć w to – ale raczej faktem, że człowiek jest zmuszany przez sama naturę doświadczenia by wierzyć lub nie wierzyć (co jest tylko odmianą wiary) Przyssawka ośmiornicy musi czegoś się chwytać.


- Trochę chaosu w materialistycznym ładzie jest jak kropla oliwy w maszynie.


- Choć wizja tak bardzo dominuje w naszym świecie, mimo to nie całkiem jej ufamy i zawsze dążymy do potwierdzenia jej przez dotyk; ale kiedy czegoś dotykamy, patrzymy na to by zobaczyć co to „jest”.


- „Pięć zmysłów jest notorycznie niewiarygodne” powiadają; ale zawsze stawiają teorię do eksperymentalnego testu.


- Dzisiejszy banał – tak wielu ludzi stwierdziło, że świat jest więzieniem, ale nigdy nie mogę odkryć z całą pewnością, kogo uważa się za będącego wewnątrz a kogo na zewnątrz.


- Jest błędem iść na kompromis z Diabłem a nie z człowiekiem. Alternatywą jest rozgniewany człowiek z kompromisowymi zasadami.


- Tak jak wyrażenie „unosić się na wodzie” oznacza w najprostszym przypadku kompleks – przynajmniej wodny roztwór z powierzchnią przeciwko gazowemu roztworowi i solidny (lub oleisty) byt unoszący się na powierzchni pomiędzy dwoma roztworami: tak i doświadczenie zawsze, nawet w najprostszym przypadku, implikuje kompleksowość – różnorodną subiektywność zorganizowaną w lub przeciw różnorodnej obiektywności; zorganizowanej z rozdzielającą je powierzchnią która jest nieopisywalna w terminach obu różnorodności inaczej jak tylko „nie” czy „nic”.


- Spełnianie swego obowiązku składa się z robienia tego co zakłada się, że większość powinna robić.


- Wiara wydaje się być subiektywnym odpowiednikiem Prawdy, która jest obiektywna. Mówiąc w terminach „rzeczy” opisują one tą samą rzecz z opozycyjnych stron, ale ja biorę „rzeczy” za będące mentalnymi konstrukcjami powstałymi z chaosu 5-zmysłowej daty.


- Absolutna Prawda byłaby niekompatybilna z życiem tak jak absolutne światło z wizją.


- Funkcją filozofa wydaje się być zastąpienie eksperymentalnego „prawie” i „przeważnie” słowami „całkowicie” i „zawsze”, na których rośnie fikcja absolutu.


- W cudownej sprzeczności – dwie podstawowe doktryny dnia dzisiejszego Ewolucja i Równość Ludzi. Jeżeli człowiek ewoluuje jak wszyscy ludzie mogą symultanicznie być równi? Kult postępu i przeciętności.


- Podmiot jest całkowicie na łasce obiektywnego świata: inni mogą mnie zabić bez jakiejkolwiek możliwości z mojej strony bycia pewnym, że mogę ich powstrzymać, ale ja nie mogę zabić wszystkich innych ludzi jakkolwiek bardzo bym chciał to zrobić. Zatem istnieję ponieważ inni nie kłopoczą się by mnie zmieść, ale tego nie da się powiedzieć odwrotnie o innych.


- Zwykłą postawą „poważnych” ludzi do gry słów jest wrogość: jak irracjonalna ona jest, zostało wykazane przez Jemes'a Joyce. Prawdopodobnie gdyby psychologia Zachodniej filozofii rozpracowała to nieco dokładniej, ukazałaby skąd bierze się ta wrogość. Gdyż gra słów odsłania przyrodzoną podwójność w działaniach świadomości czego zwykły zachodni moralista nie chce przyznać.


- Zwykle uważa się, że myśl i działanie mają dwie odmiany, rozum i impuls (czy emocję czy uczucie). Jest także tendencja do przeciwstawiania ich sobie wzajemnie i argumentowania zgodnie z linią w tym dualizmie: „ten kto nie jest z nami jest przeciwko nam”. Ale są tu przynajmniej trzy podstawowe odmiany: rozum, impuls i obserwacja. Przeoczenie obserwacji (która jest podstawowym motywem prawdziwego naukowca, nie mającego teoretycznego czy moralnego aksjomatu do przezwyciężenia) jest, jak mi się wydaje, absolutną przeszkodą na drodze zachowania uczciwości czy rzetelności w poszukiwaniu jasności. Gdyż nie ma nic tak nierozumnego jak racjonalizm doprowadzony do ekstremum a sam impuls pogrąża się w błocku emocji. Ale jak zły obserwator może mieć nadzieję, że uzyska to co pragnie czy nawet zacznie rozumieć czego pragnie? Podwójna koncepcja racjonalizm / emocjonalizm przyczynia się do powstania okrutnego pomieszania. Żaden z nich nie jest nigdy całkiem czysty lub całkiem nieobecny ale jeden zwykle dominuje i wykorzystuje drugi.

- Słowo „Prawda” ma inne odniesienie dla tych typów; spójność dla racjonalisty, korespondowanie idei z obserwowanym, dla obserwatora i prawdopodobnie pewność lub piękno dla emocjonalisty. Pierwszy dąży do „wszczepienia” obiektywnego podmiotowi, a ostatni do „projekcji” subiektywnego na obiekt.

- Ćwiczenie: Przedstaw każde stwierdzenie w tej książce w formie „jeżeli ... to” jeżeli jeszcze to nie zostało zrobione. - Ale jakie to trudne! - Ale jakie konieczne!


- Teistyczna kontemplacja wydaje się być nieodłączną ukrytego narcyzmu. Adwaita Wedanta próbuje od tego uciec przez postulowanie absolutnej jedności i absolutnej straty indywidualności w całości. Ale żeby zgubić personalną tożsamość i w tym samym czasie zachować całość co jej oponuje, Adwaita Wedanta oszukuje. Zarówno chrześcijański jak i inny teizm są nawiedzane przez spektrum Nicości z którym nie mogą sobie poradzić!


- Ważne jest mieć jasność i być bezlitosnym w swych kategoriach i typach. Ale i pamiętać, że żadna żywa osoba nie jest nigdy typem co jest niemożliwe przez sam fakt, że jest żywą osobą, i tak zarówno nietrwałą jak i z nieskończonymi cechami. Zatem nie iść na kompromis z typami ale zawsze do pewnego stopnia być kompromisowym wobec indywidualnych osób. (Lipiec 55). Powiedzieliśmy to samo powyżej o Diable ale typy są Diabłem.


- Niechęć nauki wobec wiary jest obsceniczna dla religii. Cuda są obsceniczne dla naukowców. Jest błędem identyfikowanie obsceniczności z ledwie seksualnym incydentem. Pierwsze obejmuje drugie ale drugiemu zwykle zezwala się na zaciemnianie głębszych i bardziej alarmujących rejonów obsceniczności, które grożą podważeniem istnienia.


- Poranne płaczliwe łzy rosy za nadchodzącym wieczorem.


- O zachodzie słońca kolejny dzień wykrwawia się na śmierć.


- Podczas gdy materialiści wiwatują na cześć postępu, naukowcy mówią, że słońce wychłodzi się za jakiś czas i ziemia stanie się niezamieszkana z uwagi na zimno i ciemność.


- Czym lepiej mogę powiedzieć co robisz tym mniej mogę powiedzieć czym jesteś; bo przez działanie się zmieniasz i tak nie jesteś już dłużej czym byłeś.


- Czasami jest nieszczery w imię Boga.


- Miłość: rozpaczliwość separacji.
- Nienawiść: rozpaczliwość asocjacji.


Ale nie widzę żadnej dokładnej opozycji w świecie: jest tu zawsze jakiś mały kącik wspólnego neutralnego gruntu, gdzie szpiedzy i zdrajcy mogą przychodzić i odchodzić i wykonywać swą płodną pracę.


- Esencja konwersowania w większości polega na rzucaniu maskami w twego oponenta i przekonywaniu go by je założył i vice versa.


- Pascal dostarcza przykładu skonstruowania intelektualnej łodzi dla jednego, do wypłynięcia na morze gorączki i bólu by szukać portu na wyimaginowanym drugim brzegu. Łódź Pascala była łodzią dla jednego, ale jego plan posłużył wyznawcom wielkich systemów jako inspiracja do zebrania się razem i budowy statków-więzień. Myślimy, że rzeczywiście widzieliśmy wiele łodzi wraków, znacznie więcej zaginęło, ale żaden nie osiągnął drugiego brzegu.


- Jeżeli wypowiem się w tylko w oparciu o mój autorytet, mam małą szansę by ich przekonać - dlaczego mieliby wybrać bycie moimi mentalnymi niewolnikami? Jeżeli wypowiem się tylko w oparciu o twój autorytet, lub ty o mój lub my o nasz wspólny, tak samo jest mała szansa, że ich przekonamy. Ale jeżeli ja czy ty czy my wypowiemy się w oparciu o jego autorytet, sytuacja jest całkiem odmienna; bo to zaproszenie dla nich by byli jak ja czy ty czy my i dla wszystkich nas równo byśmy byli jego mentalnymi niewolnikami i tak wzajemnymi niewolnikami. Nie ma znaczenia czy „on” jest dla nas objaśniającym religię czy dogmatycznym politykiem, czy „on” jest Bogiem czy naturą czy krajem. Struktura jest esencjonalnie taka sama.


- Przyjemność i ból wydają się być w opozycji w takim sensie w jakim w opozycji są krokusy i walec.


- Reformatorzy socjalni zawsze mówią o Uniwersaliach a uniwersalia są fałszem ponieważ całe nasze życie jest szczegółowością.


- Jest w najwyższym stopniu trudne być naturalnym. Jest w najwyższym stopniu nienaturalne być normalnym.


- Ludzie autorytetu mierżą mnie, lecz to co mierzi mnie jeszcze bardziej, to te rzesze małych ludzi którzy kochają autorytet i w imieniu których autorytet autorytarnych może być sprawowany.


- Dzielimy pewne publiczne preferencje ze znajomymi. Dzielimy wiele publicznych i pewne prywatne zadufania i preferencje z przyjacielem. Dzielimy to i pewne prywatne nienawiści i wstydy z kimś intymnym.


- Ci którzy uczciwie prowadzą publiczne życie religijne nie mają nikogo intymnego.


- Umysł indyjski będący wychowywanym w atmosferze tropikalnej amorficznej dżungli, wyraża się we wzorcach które powtarza. Umysł europejski będący wychowanym w otwartej atmosferze uporządkowanych wzorców perspektyw, doświadcza się w rzeczach uważanych za indywidualność.


- Kiedy się śmieję czy będę myślał o wszystkich ludziach na świecie trzęsących się w tym momencie w objęciach śmierci? Kiedy umieram, czy będę myślał o wszystkich ludziach na świcie trzęsących się w tym momencie ze śmiechu?


- Co jest bardziej „realne”? Nagie zaorane pole? Pole łanów zboża? Czy pole pełne chwastów?


- Obecnie są dwie opozycyjne interpretacje historii: pierwsza klasyczna, która opisuje wydarzenia w terminach działań i ludzi (królowie, generałowie, etc) i marksistowsko-hegeliańska która opisuje wydarzenia w terminach strumieni i nurtów, w której indywidualni ludzie są drobinami bez osobistego wpływu. Były pewne próby odmłodzenia starej teorii (np. de Couveya „Searchlight on Europe) przez opisanie wydarzeń jako działań ras i krajów, ale rezultatem tego jest ledwie odmiana pierwszej i nie jest włączona w to żadna nowa zasada porównywalna do tej drugiej. W 1) zasady są drugorzędne wobec człowieka i to jest to (co wywodzi się z greckiej filozofii) co wytworzyło humanizm w Europie co do czego Kościół Chrześcijański uczynił wszystko by jemu przypisano autorstwo – dość fałszywie. W 2) człowiek jest podporządkowany zasadom. W 1) możliwe jest następujące (test - dorównaj do standardu -) indywidualny człowiek może być oszacowany przez aplikację zasad które są drugorzędne wobec jednostki i wszyscy którzy przechodzą test są w porządku, niezależnie od liczby. W 2) możliwa jest odwrotność (test – kto wytrzyma nacisk), nacisk może być nałożony aż odpowiednia liczba padnie, niezależnie od poziomu ich standardu. 1) jest podstawą bezpieczeństwa 2) jest podstawą rewolucji.

- Religie jako liczne małe, odseparowane (lub częściowo odseparowane) przeważnie wzajemnie niekompatybilne i w pełni antagonistyczne wierzeniowe nebule reguł połączonych razem przez metafizykę, które unoszą się w nieokreślonej kaustycznej pustce głodnej i wrogiej krytycznej anarchii – rodzaju gniewnej magmy w której to masie religijne grupy się zagęszczają i na której skrycie się odżywiają i wydalają.


- Wykwalifikowani ludzie zasługują na wykwalifikowany podziw.


- Cokolwiek jest będzie było.


- Cnoty mogą być odróżnione od niczego (czy negacji) przeciw tłu odpowiednich wad. I tak są tylko relatywne i tylko środkami do celu – i odwrotność jest tak samo ważna.


- Ludzie mają tendencję do wpadania pod dwa główne typy: tych zdominowanych przez uczucie i tych zdominowanych przez intelekt. (Zwykle uważa się, że kobiety należą do pierwszego a mężczyźni do drugiego typu). Pierwszy będąc kierowany przez uczucie, używa intelektu jako podporządkowanego środka by usprawiedliwić impulsywne uczucie, i tak ma tendencję do niespójności logicznej; samo-sprzeczności i adaptacyjności. Ci zdominowani przez intelekt dążą do użycia podporządkowanego uczucia jako środka do usprawiedliwienia wyboru kierowanego przez logiczny formalizm i tak mają tendencję do bycia ambiwalentnymi wobec rzeczy i osób, będąc zainteresowanymi bardziej zasadami niż rzeczami. Tak jak pierwszy próbuje i przekonuje innych i siebie, że ich impulsywny wybór jest właściwy, za pomocą izolowanego logicznego argumentu, tak i drugi robi to przez próbowanie wymuszenia na innych i sobie tego do czego doprowadziła ich linia argumentu.

- Ćwiczenie logiczne: Załóżmy, że się zgadzamy, że jest moralnie złe byś ty mnie ograbił. I prawdopodobnie zgodzimy się, że dobre jest opozycją złego. Zatem skoro moje ograbienie ciebie jest opozycją twojego ograbienia mnie, musi być moralnie dobre dla mnie bym cię ograbił.


-Filozofia tego czasu wydaje się najbardziej obawiać solipsyzmu. Z tego lęku połączonego z nieświadomą akceptacją sytuacji „albo – albo” wyłonił się jednoznacznie odpychający solalteryzm, którego amerykańscy behawioryści są ekstremalnym przykładem. Ale jest on taką samą herezją jak i solipsyzm.


- Kiedy rozważam „innych ludzi” skłaniam się do konkluzji, że w tych widzialnych ciałach, w tych ich słyszalnych słowach, ich materialnych działaniach, widzę zaledwie, jak gdyby odbicie części mnie samego, normalnie dla mnie niewidzialnego. Nie mogę zobaczyć swojej twarzy bez lustra – podobnie nie mogę zobaczyć pewnych stron – percepcyjnego aparatu – mojego charakteru, chyba że odbitego na „odzwierciedlającej materialnej płaszczyźnie” którą prezentuje „inna osoba”. Wypolerowana powierzchnia lustra odbija moją inaczej niewidzialną twarz: ciało, czy mowa, czy działanie innej osoby odzwierciedlają (służąc jako element dla projekcji) część mojej osobowości inaczej dla mnie niewidzialnej. Czym osobowości innych ludzi „rzeczywiście są”, tego absolutnie nie mam możności poznać, tak jak i naukowiec nie potrafi poznać czym „rzeczywiście jest” materia.


- Proces życia oferuje dwa zasadniczo rozbieżne dążenia:

1) Pociąga za sobą akceptację (i stawianie najwyżej ) „tego świata” (włączając Niebo i Piekło, które są tylko jego fazami) i
2) Wyrzeczenie się świata. 1) Oferuje wielość i intensywność (sensorycznego) doświadczenia jako najwyższego w teorii z wyborem w praktyce. Przetrwanie pociąga za sobą kompromis: kompromis pomiędzy jest ucieczką ku wojnie by chronić uczyniony wybór lub usunięcie odpowiedzialności za wybór przez poddanie się sytuacji niewolnik–mistrz z nadchodzącymi niespodziewanie interwałami większej lub mniejszej anarchii.

- Najniższy poziom świadomego życia jest jak glina i glina często się klei. Człowiek musi wkroczyć w nią kreatywnie by mieć z tego radość. Jego pierwszym poziomem kreatywnej radości jest natura (zachody słońca i wszystko to). Dalej kreatywne przyjaźnie na poziomie znajomości. Znacznie wyżej przychodzi kreatywna czy plastyczna sztuka, dalej odkrycie jak pozyskiwać przyjaciół. Abstrakcje (matematyka, taka muzyka jak Bach czy Bartok) i ostatnie ze wszystkiego nic. Nic jest szczytem – znaczeniem świadomego życia.

- Nie ma w myśli nic, powiadają, co nie byłoby wyprowadzone z pięciu zmysłów. Tak też, możemy powiedzieć dodając w tym przypadku, nie ma w architekturze nic co nie byłoby wyprowadzone z błota.


- Człowiek działa w oparciu o (milczące) założenie, że jego działania będą miały efekt w pewnych sferach a nie w innych; i że ich rezultaty będą później oszacowane w pewnym świetle ale nie w innym. Przykład: złodziej nie liczy się z oszacowaniem jego działania w sądzie, a uwodziciel z oszacowaniem w obecności męża – tak samo z odrodzinami.


- Czym lepiej mogę powiedzieć co robisz, tym mniej mogę powiedzieć czym jesteś; bo przez swoje działanie, zmieniasz się i nie jesteś już dłużej tym czym byłeś.
I teraz jeżeli opiszę czym jesteś, kiedy to zostanie uczynione, to nie czym jesteś ale czym byłeś. Przejście z tego czym byłeś do tego czym jesteś jest osiągnięte przez działanie. Działając negujesz teraźniejszość i jesteś nie tym czym byłeś. Jesteś tym czym będziesz opisany (z powodu twego działania a nie dla tego czym będziesz lub czym byłeś).