wtorek, 22 stycznia 2013

Establishment




Odkryłem ostatnio z lektury skrawków (angielskich) gazet, liczne odniesienia do Establishmentu. To słowo wydaje się cieszyć obecnie popularnością, gdyż nie pamiętam by było ono często, czy w ogóle używane za moich czasów. Czy możesz to potwierdzić? Oznacza on publiczny szkolno-uniwersytecki klub ambiente konserwatywnej Anglii – jest skracane do „E” i wydaje się obejmować wszystkich tych którzy są czy mówią „U”. Prawdopodobnie jest ono synonimem ze światem Daily Telegraph. Sartre bez wątpienia powiedziałby, że jest to kolektywny rzeczownik obejmujący wszystkich tchórzy. To rzeczywiście, jako wprowadzenie do następującego. Jeden z artykułów odnoszący się do Establishmentu był Colina Wilsona (The Outsider) który zauważa, że jego intencje wobec Establishmentu nie są zbyt przyjazne. Sam artykuł jest zupełnie nieinteresujący, ale wzbudził u mnie myśl, że nikt nie mógł odrzucić Establishmentu bardziej zdecydowanie niż my, całkowicie go odkładając i zostając bezdomnymi. A jednak odkrywam, że teraz jesteśmy jak gdyby podstawą Establishmentu, jeżeli nie Anglii to przynajmniej Cejlonu. Rzeczywiście, jesteśmy niewiarygodnie godni szacunku. Jesteśmy prawie najbardziej szanowanymi ludźmi na Cejlonie, jeżeli się nad tym zastanowić (i ty jesteś nawet zapraszany przez Ambasadora i Profesora by odwiedzić stolicę na jego koszt). Nasze słowa, kiedy decydujemy się je wypowiedzieć, są słuchane z szacunkiem i czasami zadziwieniem, nawet jeżeli bez zrozumienia – czasami się zastanawiam co ci ach! tak szacowni ludzie myśleliby gdyby wiedzieli co ja myślę.

 Odpowiedź wydaje się być w dyskusji konceptu arana (spokoju). Do tej dyskusji będziemy potrzebować następujących décor: a) drzwi z napisem WEJŚCIE b) drzwi z napisem WYJŚCIE i c) Establishment. By osiągnąć spokój musimy przejść przez cztery etapy. W pierwszym jesteśmy wychowywani jako angielscy dżentelmeni (czy mutatis mutandis dla innych czasów i miejsc) w Establishmencie i przez Establishment. Uczy się nas całkiem jasno, że jest właściwym i odpowiednim wchodzić przez drzwi z napisem WEJŚCIE i wychodzić przez drzwi z napisem WYJŚCIE. Ale czasami zdarza się tak, że doroślejemy i zadajemy sobie pytanie: „Dlaczego jest moim obowiązkiem wchodzić przez drzwi z napisem WEJŚCIE i wychodzić przez drzwi z napisem WYJŚCIE?” I oczywiście nikt nie może nam dać przekonującej odpowiedzi i Establishment zbywa nas groźbami czy zastraszając i próbuje nas ożenić z jakąś rozsądną dziewczyną. Jeżeli na przekór temu, będziemy się upierać, stajemy się Gniewnym Młodym Człowiekiem, co jest drugim etapem. Stawiamy sobie za punkt honoru wchodzenie przez drzwi z napisem WYJŚCIE i wychodzenie przez drzwi z napisem WEJŚCIE. Ten drugi etap ma jednak bardzo niestałe ekwilibrum ponieważ jak tylko zostajemy Gniewnym Młodym Człowiekiem, Establishment rezygnuje z nas, traktując jako daremny trud i przestaje się do nas wtrącać. W konsekwencji nie mamy o co być zagniewani i możemy się ożenić z tą rozsądną dziewczyną i skończyć jako coś wybitnie nudnego jak Minister Gabinetu, Dyrektor Kompanii czy Szaf Partii Komunistycznej. Możemy jednakże odkryć, że są pieniądze w byciu GMC i kultywować to profesjonalnie. To ciężka praca, gdyż musimy zawsze być w kontakcie z obecną opinią ażeby wiedzieć na co powinniśmy być zagniewani. Gdy się tego trzymać, doprowadza to do Literackiej Nagrody Nobla (cf Camus) lub ostatecznie, Establishment czy nie Establishment, możemy dojść do wniosku, że istniejemy, i że nie ma na to powodów i coś trzeba z tym zrobić.

Tu mamy trzeci etap gdzie nie dba się ani trochę co inni ludzie, (Establishment, Opinia Publiczna, etc) myślą czy mówią, ale dba o stan własnego umysłu. To prawdopodobnie szczyt europejskiej mądrości, grecka ataraksja, co jest najlepiej egzemplifikowane przez Sokratesa. I tutaj wchodzisz i wychodzisz przez drzwi które są najbliżej. Ale niebezpieczeństwo tego jest takie, że Establishment jest skłonny obrazić się za bycie publicznie ignorowanym (nie ma nic przeciw GMC – ale nie może znieść obojętności) i skazać cię na śmierć tak jak to zrobił z Sokratesem. I tak w końcu mamy to co było nauczane przez Buddę i prawdopodobnie nikogo innego – czwarty etap. A to arana. Tu myślimy: „Są te drzwi z napisami WEJŚCIE i WYJŚCIE i nie ma najmniejszej dla mnie różnicy przez które wchodzę i wychodzę; ale jeżeli zostanie zauważone, że nie przykładam do tego wagi, ci którzy myślą, że jest to ważne, mogą sprawić mi kłopoty i to będzie dla mnie zakłóceniem i będzie mi przeszkadzało w pracy, zatem, gdy nieobecne są inne czynniki, będę wchodził przez drzwi z napisem WEJŚCIE i wychodził przez drzwi z napisem WYJŚCIE i przejdę niezauważony i niezakłopotany”. I tak myślę, że Budda tak zorganizował sprawy Vinayi, że Sangha jest wysoce szanowanym ciałem ludzi, którzy stracili zainteresowanie w byciu szanowanymi. To na początku szacowność Sanghi jest drażniąca i pewni którzy są na etapie GMC nie dołączają do niej z tegoż powodu (co jest dobrą rzeczą) i preferują zionąć ogniem i walczyć z Establishmentem jak hinduscy asceci i inne takie dziwne rzeczy. Ale ja znajduję moją obecną sytuację czasami całkiem fascynującą i mógłbym prawie chcieć być nawet jeszcze bardziej szacowny niż jestem. Czasami powtarzam sobie z całą powagą na jaką mnie stać: „A mi wszystko jedno”. Spróbuj sam. To potężna fraza jeżeli wypowiedziana z odpowiednim esprit de sérieux.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.