wtorek, 22 stycznia 2013

Wypowiedzi wybrane I

Część mnie samego jest bardzo zazdrosna o wielką furię Jimmy Portera – Jak satysfakcjonującym jest oprzeć swe plecy tak akuratnie na męczącej hipokryzji tych którzy wyznaczyli siebie samych jako naszą starszyznę i elitę! (Przez całe moje życie słabo trzymałem język za zębami właśnie w tych momentach kiedy energiczny protest wydawał się tym co najbardziej potrzebne. Ale nigdy nie byłem zdolny uwierzyć w swój gniew, i odwrócić się plecami i odejść, to tylko jedna rzecz którą umiem zrobić). Część mnie, jak mówię, jest zielona z zazdrości o nadzwyczajną witalność Jimmy Portera – jego gniew jest usprawiedliwiony (tak zakładam) przez jego egzystencję. Ale czy Jimmy Porter kiedykolwiek spytał siebie czy jego egzystencja jest usprawiedliwiona?


Inna część mnie widzi, że moja egzystencja jest w pełni zbyteczna, i że zupełnie bez żadnej logicznej niespójności, mógłbym równie dobrze nie być.


Moja obecność w świecie a zatem a fortiori mój gniew (czy mój brak gniewu) są de trop. Tak długo jak istnieję będą okazje do gniewu (czy do wstrzemięźliwości); ale dlaczego istnieć? Natychmiastowa odpowiedź, oczywiście, że nie da się tu nic zrobić. Istniejemy i to jest koniec sprawy; wściekamy się gniewnie czy odwracamy swe plecy w milczeniu, au choix; w końcu to wszystko jedno (to jest, gdyby był jakiś koniec). Ale nie – jest droga wyjścia, jest sposób na zakończenie naszej egzystencji, jeśli tylko mamy odwagę zrezygnować z naszego hołubionego humanizmu.


*


Palinurus to Ciryl Connolly, który wydawał intelektualny magazyn Horizon przez ostatnią wojnę. Pismo utrzymywało stały wysoki standard, gdy standardy wszędzie indziej się obniżały, ale przynosił straty i był utrzymywany przy życiu przez bogatego i niezainteresowanego patrona. Connolly jest ciekawy jako szczególnie wyrazisty przypadek rozpaczającego współczesnego europejczyka intelektualisty. (Drugim jest Camus) Stracił wiarę w religię (jego idee o Dhammie, którą stawia w szeregu z chrześcijaństwem, są całkiem błędne) a jednak nie widzi on nadziei poza religią. Connollemu posiadającemu tak samo wysoka kulturę jak Huxley brakuje misjonarskiego zacięcia Huxleya by zbawić ludzkość (na umiarkowaną skalę) przez mistycyzm dla nielicznych i meskalinę dla mas, i w konsekwencji nie widzi nic innego jak kontynuowanie systemu obronnego książka-kanapa-kąpiel. Bo tak poza wszystkim, Europa nie ma nic lepszego do zaoferowania niż rozpacz, z licznymi dość skutecznymi – ale ściśle czasowymi – środkami na przesłonięcie rozpaczy. Jedyna trwała obrona przed rozpaczą: sila-samadhi-pańńa – jest całkiem nieznana na Zachodzie (i, niestety! Staje się również nieznaną na Wschodzie).


*


Twoje pytanie o poprawność przesłania dobrych życzeń („Czyż życzenia nie są pragnieniem, a zatem powinno się ich unikać?") może być odpowiedziane, chociaż nie w jednym słowie. Jest pragnienie i pragnienie, i jest również pragnienie by zakończyć pragnienie. Jest pragnienie angażujące potwierdzanie siebie (miłość, nienawiść) i pragnienie które tego nie robi (arahata pragnienie by jeść kiedy jest głodny, na przykład), i pierwsze może być alba samo-utrwalające się (niepowstrzymana namiętność) albo samo-destrukcyjne (powstrzymana namiętność). Samo-destrukcyjne pragnienie jest złe na tyle o ile jest namiętne, a zatem dobre na tyle, że przetłumaczone na działanie, doprowadza się do końca. (Przez „przetłumaczone na działanie” mam na myśli, że pragnienie wstrzemięźliwości nie pozostaje abstrakcyjnie w ewidencji tylko kiedy nie ulega się namiętności, ale jest konkretnie operacyjne kiedy jest aktualna ku temu okazja, kiedy jest się aktualnie rozgniewanym. Rozpoczynając, oczywiście, nie jest łatwo je połączyć razem, ale z praktyką pragnienie wstrzemięźliwości powstaje w tym samym czasie jak namiętność, i ta kombinacja jest samo-destrukcyjna. Sutty mówią jasno, że pragnienie jest do wyeliminowania za pomocą pragnienia [A. IV,159: ii, 145-46]; i ty sam jesteś całkiem świadomy, że nic nie może być zrobione w tym świecie, ani dobrego ani złego, bez namiętności – i osiągnięcie beznamiętności nie jest wyjątkiem. Ale namiętność musi być inteligentnie ukierunkowana.) Skoro arahat jest zdolny do pragnienia dobra dla innych, dobre życzenia są ewidentnie esencjonalnie niepołączone z samo-potwierdzaniem, są więc całkiem comme il faut.


*


Postawa o której mówisz, przeklęcie świata i siebie, jest w pewnym sensie, początkiem mądrości. Rewolta jest pierwszą reakcją inteligentnego człowieka gdy zaczyna rozumieć desperacką naturę swej sytuacji w świecie; i prawdopodobnie prawdziwym jest powiedzenie, że nic wielkiego nigdy nie zostało osiągnięte inaczej jak przez człowieka w rewolcie wobec swej sytuacji. Ale sama rewolta nie wystarczy – w ostateczności zaprzeczy sama sobie. Człowiek w ślepej rewolcie jest jak ktoś w przedziale wagonu kolejowego próbujący zatrzymać pociąg przez naciskanie stopami na opozycyjne siedzenie: może być wystarczająco silny by dokonać zniszczenia w przedziale, ale zniszczony przedział mimo wszystko będzie kontynuował ruch wraz z pociągiem. Z wyjątkiem arahata, wszyscy jesteśmy w tym pociągu samsary, i problem to zatrzymać pociąg w czasie gdy ciągle nim podróżujemy. Bezpośrednie działanie, bezpośrednia rewolta, nic nie da; ale coś, z pewnością, musi być zrobione. Że faktycznie, ten pociąg można zatrzymać od wewnątrz, wiemy dzięki Buddzie, który sam tego dokonał:

Ja, mnisi, będąc sam podmiotem narodzin, starości i śmierci, zobaczywszy żałość bycia narażonym na narodziny, starość i śmierć, udałem się na poszukiwania niezrodzonego, niestarzejącego się, nieumierającego, najwyższego spokoju wygaszenia (nibbany) i osiągnąłem niezrodzone, niestarzejące się, nieumierające, najwyższe uwolnienie, wygaszenie. M26

Rewolta jak najbardziej, ale niech to będzie inteligencja i cierpliwość, nie chaos i przemoc; i pierwszą rzeczą do zrobienia jest odkrycie właściwie czym to jest, przeciwko czemu podnosimy rewoltę. Prawdopodobnie, zobaczysz, że twoja rewolta jest przeciwko avijja.
 
*
Osoba która po prostu tworzy kolekcję – jakkolwiek obszerną – idei, i nie postrzega, że są one we wzajemnej niezgodzie, w rzeczywistości nie ma swoich własnych idei; i jeżeli próbuje się ją poinstruować (inaczej mówiąc zmienić ją) odkrywa się, że zaledwie dodaje się do śmietnika różnego sortu pojąć bez jakiegokolwiek efektu. Jak powiedział Kierkegaard, „Tylko prawda, która udoskonala, jest prawdą dla ciebie” (CUP s. 226). Nic co można powiedzieć tym kolekcjonerom idei nie jest prawdą dla nich. Kogo trzeba, to człowieka, który będzie dowodził jednego punktu i kontynuował to aż do czasu, gdy rzecz stanie się dla niego jasna, ponieważ widzi on, że wszystko inne od tego zależy. Z taką osobą komunikacja (tj. prawda która udoskonala) może mieć miejsce.


*


Chociaż nie jestem artystą, zajmuję podobna pozycję jako twórca kultury, w tym wypadku, powiedzmy myśli buddyjskiej – w opozycji do propagatora kultury; i jest prawdziwym powiedzenie o mnie – cytując Palinurusa cytującego Flauberta – że człowiek który ustawił się na pozycji artysty (na co czytaj bhikkhu) nie ma już dłużej prawa żyć jak inni ludzie. To twierdzenie jest ściśle paralelne z Suttami: „Ten kto odszedł w bezdomność powinien często rozmyślać o tym, że musi się zachowywać odmiennie”. (A X, 48: V,87-8) Czysty propagator kultury jest zobligowany do uważania wszelkiej kultury jako dobrej per se; ale samotny artysta (czy mnich) będzie rozróżniał bezlitośnie. Nie ma nikogo bardziej dla mnie nieznośnego jak człowiek mówiący: „Wszystkie religie są takie same”.


*


Pewnego razu zapytałem: „Czy Sutty są kompletne?” Jeżeli przez kompletne rozumiemy „czy zawierają wszystko co Budda kiedykolwiek powiedział?" Odpowiedź brzmi Nie. Jeżeli to znaczy „Czy cokolwiek zostało stracone od czasu pierwszego Soboru" (co myślę było intencją tego pytania) odpowiedź jest całkiem prawdopodobnie taka, że są kompletne, że mało albo nic nie zostało stracone. Ale wszystko to nie ma znaczenia. Sutty są kompletne dla mnie jeżeli jest w nich dość by umożliwić mi osiągnięcie celu, jeżeli nie, są niekompletne. Co oczywiste, to będzie inaczej z każdą osobą. Jeden człowiek może potrzebować tylko jednej Sutty i wtedy cała reszta będzie jedynie dodatkiem. Dla innego człowieka, wiele Sutt trzeba będzie zanim staną się kompletne dla niego. I dla olbrzymiej większości Sutty nie będą kompletne nawet gdyby było ich sto razy więcej niż jest teraz.


Na znacznie pomniejszoną skalę to samo jest prawdziwe o Uwagach. - Cel jest jeden – wskazać właściwą interpretację Sutt. Jak tylko wykonają one tę usługę dla jakiejś danej jednostki, i nie przedtem, to są dla niej kompletne.


*


Prawdopodobnie możemy teraz przejść do kelnera Sartre'a który bez wątpienia na nas czeka. Sprawa jest taka, że człowiek nie jest kelnerem w taki sposób w jaki kamień jest kamieniem. Możesz wziąć kamień i wyliczyć jego wszystkie cechy (aktualne i potencjalne) i kamień jest wszystkimi tymi rzeczami (aktualnie czy potencjalnie) przez cały czas. Ale jeśli wyliczymy cechy charakterystyczne kelnera, odkryjemy, że mamy listę rozlicznych zadań czy obowiązków do wykonania o różnych porach dnia. Być kelnerem to wstać o 5: 30 rano, wsiąść do tramwaju jadącego w stronę kawiarni w której pracuje, włączyć ekspres do kawy, zamieść podłogę, oczyścić stoły, wystawić je na zewnątrz na taras, usługiwać klientom i tak dalej i tak dalej. Ale człowiek nie może z samej natury rzeczy robić wszystkiego tego naraz, może je tylko robić o określonym czasie. Jeżeli zamiata podłogę, nie może sprzątać ze stołów i obsługiwać klientów. To znaczy, że nigdy nie będzie w pełni kelnerem w sensie w jakim kamień jest w pełni kamieniem; gdyż nie może wypełniać tych wszystkich wymagań „bycia kelnerem” naraz. Może próbować realizować swój „stan bycia kelnerem” poświęcając całe swe serce i duszę swej pracy czy nawet przez nadmierne podkreślanie typowych gestów stowarzyszonych z zachowaniem kelnerów; jednakże nigdy nie uda mu się całkowicie i absolutnie „stać się kelnerem”.


Negatywne tutaj jest oczywiste – być kamieniem to po prostu być rzeczą, ale być kelnerem to wykonywać serie zadań jednego za drugim i nie wszystkich naraz. Kelner jest determinowany jako kelner nie tyle przez to co aktualnie robi, ale to co rozpoznaje za swoje obowiązki do wykonania. Kelner jest determinowany przez jego negatywności.


Ale ten kelner jest odseparowany od (lub próbuje być) kelnera, nie dziennikarza ani nie dyplomaty. To po prostu oznacza, że w pewnym momencie swego życia wybrał bycie kelnerem (tj próbowanie być kelnerem w opisanym powyżej sensie) i nie bycie dziennikarzem czy dyplomatą. To oznacza, że jego bezpośredni świat jest tak zorganizowany, że „bycie kelnerem” jest obecne, „bycie zmywaczem naczyń” jest nieobecne (choć prawdopodobnie nie aż tak nieobecne jakby mógł tego chcieć), „bycie dziennikarzem” jest odlegle nieobecne i „bycie dyplomatą” jest w rzeczy samej bardzo odlegle nieobecne. *


Ale wszystkie te absencje (czy negatywności), przez które jego obecne („bycie kelnerem”) jest determinowane, normalnie pozostają na poziomie bezpośredniego nierefleksyjnego doświadczenia (czy świadomości – jest on ich świadomy, ale nie rozważa ich, co jest rozróżnieniem, które uczyniłem w liście o satiampajańńa). Gdy zapytany: „Czy jesteś dyplomatą?”, odpowie „nie, jestem kelnerem”, bez namyślania się nad tym) tak jak ty odpowiedziałeś bez namysłu „krzesło jest czymś do siedzenia”. Jeżeli te absencje, te negatywności, te determinacje tego czym jest (kelnerem), byłyby obecne na refleksyjnym poziomie zamiast pozostawania na poziomie bezpośredniości, spędzałby cały swój dzień mrucząc pod nosem do siebie: „Nie jestem ani dziennikarzem, ani dyplomatą, ale kelnerem; i jeżeli nie będę się odpowiednio zachowywał być może zostanę zmywaczem naczyń”; ale normalnie, jeżeli nie jest bardzo neurotycznym kelnerem, nie ma to miejsca.


„Człowiek nie jest substancją która myśli, ale separacją od wszelkiej substancji”. (Heidegger). Gdyby człowiek był substancją co myśli (jak kamień jest substancją), byłby całkowicie identyczny sam ze sobą, i żadna myśl (która z konieczności jest teleologiczna) nie byłaby możliwa. Kamień nie myśli ponieważ już jest w pełni i całkowicie kamieniem, ale kelner (który w najlepszym razie teleologicznie dąży do bycia kelnerem) jest zobligowany do myślenia o wszystkich zadaniach które musi wykonać ażeby być kelnerem, cel który nigdy nie zostaje osiągnięty. Podobnie z „Nie jestem, zatem myślę”. (Being and Time, s 113)


* Zauważ, że relatywne dystanse tych nieobecności, tj ich perspektywa, jest ważną sprawą. Kelner jest tylko „nie zmywaczem naczyń”, ale bardzo i w pełni „nie dyplomatą”. Dziennikarz, z drugiej strony, byłby prawie w równym dystansie do zmywacza naczyń i dyplomaty.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.