To rzeczywiście w sprawie samadhi
Wschodnia myśl jest najbardziej oddalona od Zachodu; i to jest
powodowane sterylnością Zachodu wobec tej praktyki (włączając w
to egzystencjalistów). Kłopot wydaje się być taki. Zachodnia myśl
ma w tle chrześcijaństwo (jej indywidualni myśliciele prawie
wszyscy mogą być sklasyfikowani jako pro- czy anty-chrześcijańscy,
i rzadko, jeżeli w ogóle jako neutralni), i skoro praktyka
medytacji jest normalnie połączona z religijnymi wierzeniami (w
szerokim sensie), wszystkie stany osiągnięte przez takie praktyki
są automatycznie klasyfikowane za chrześcijańskie (czy
przynajmniej jako teistyczne czy deistyczne), a zatem esencjonalnie
mistyczne. I teraz, żaden filozof który respektuje Prawa Myśli nie
może znaleźć w swym systemie miejsca na mistykę, gdyż mistycyzm
jest aktem wiary w zasadę nie-sprzeczności (tj, że Prawo
Sprzeczności jest nieważne) – innymi słowami Bóg (który jest,
można by rzec, spersonifikowaną samo-sprzecznością, i będąc
Ostateczną Prawdą, jest zatem bez sprzeczności).*
I tak praktyka samatha (anapanasati,
na przykład,) nawet gdyby była znana na Zachodzie (a nie jest),
byłyby wpierw błędnie zrozumiana jako mistyczna, i wtedy, oto się
opierając, zostałaby przegnana z filozoficznych systemów (z
wyjątkiem oczywiście niedzieli). To w rzeczywistości chęci
znalezienia jakiejś zdecydowanie nie-mistycznej formy praktyki
pierwszy raz zwróciły moje myśli w stronę Wschodu: Zachodnie
myślenie (o którym w rzeczywistości nie wiem wiele) wydawało mi
się oscylować pomiędzy ekstremami mistycyzmu i racjonalizmu, oba
napawały mnie niesmakiem, i praktyki yogi – w ogólnym sensie –
indyjskie, prezentowały się jako możliwe rozwiązanie.
*
Z samadhi i zrozumieniem sprawa
jest taka. Jak tylko osoba osiąga pierwszą ścieżkę (ale nie
owoc, co może przyjść znacznie później) uzyskuje właściwy
pogląd ariyapuggala (sammaditthi), który jest jego pańńa.
I to jest charakterystyczne dla pańńa, że kiedy się ją ma
(jako ariyapuggala) ma się również samadhi, viriya,
saddha i sati**.
I teraz, mający tą pańńa
może, prosto przez jej rozwój, w tym samym czasie rozwijać
samadhi; i kiedy to osiągnie odpowiednią moc (coraz większa jest
wymagana dla każdego następnego etapu) pojawia się osiągnięcie
owocu. Chociaż rozwój pańńa jest, z konieczności
częściowo dyskursywny (czy intelektualny), w aktualnym
doświadczeniu osiągnięcia owocu (sotapati, itd.) umysł
staje się stabilny (gdyż samadhi było automatycznie rozwijane
razem z pańńa, i te dwie rzeczy łączą się teraz jako
równi partnerzy – patrz M 149: iii,289) – jest tam bezpośrednia
intuicja zamiast dyskursywnego myślenia. I tak we wszelkim
osiągnięciu owocu jest samadhi. Ale jest również możliwe
dla ariyapuggala rozwijać swe samadhi oddzielnie za pomocą
anapanasati etc., i to jest faktycznie, najprzyjemniejszy
sposób postępu (dla pewnych ludzi jednakże jest on trudny, i muszą
oni poświęcić się praktyce vipassany – tj rozwojowi
pańńa). W ten sposób, znacznie większy stopień samadhi
jest rozwinięty niż aktualnie konieczny do osiągnięcia owocu; i
tak kayasakkhi ma arupa osiągnięcia, których
faktycznie nie potrzebuje do osiągnięcia nibbany.
Minimalna moc
samadhi jaka jest konieczna dla osiągnięcia owocu jest następująca:
dla arahatta i anagamita, moc jhany jest
wymagana (wystarczy pierwsza jhana) – patrz Mahamalunkya
Sutta, M 64: i, 432-37; dla sakadagamita i sotapati
pełna jhana nie jest potrzebna – patrz A.IX, 12: iv 378-82
*** - ale jest koniecznym posiadanie samdhi nimitta (która
przychodzi na długo przed pierwszą jhaną) – patrz A.
VI,68: iii,422-3. Ale samadhi może być rozwijane zarówno
oddzielnie najpierw (jak wyjaśniono powyżej) albo razem z pańńa,
i przypuszczalnie w przypadkach gdzie osiągnięcie ma miejsce prosto
przez słuchanie Buddy mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem.
(Jestem świadomy kontrowersji o tym czy jhana jest czy nie
jest potrzebna do osiągnięcia sotapati, ale, tak jak to
często bywa w kontrowersjach, dyskutujący uciekają się do
ekstremów. Ci którzy twierdzą, że jhana jest konieczna,
wierzą słusznie lub błędnie) że oponenci utrzymują, ze żadne
samadhi wcale nie jest konieczne. Ale fakty są takie, że pewne
samadhi jest konieczne, ale nie pełna jhana.
* Pewni filozofowie wykorzystują tą
sytuację: rozwijają swe systemy tak daleko jak to tylko możliwe,
troskliwie omijając samo-sprzeczności, ale kiedy stykają się z
tym czego nie mogą wyjaśnić, zamiast przyznać się do porażki,
dumnie deklarują, że udowodnili istnienie Boga.
** Ten fakt nie jest rozumiany przez
puthujjanę, nie mającego doświadczenia tego fenomenu. Z pewnością
może on uzyskać pewnego rodzaju samadhi (na przykład praktykując
anapanasati), ale to
nie jest sammasamadhi ścieżki (której nie posiada). I
podobnie jest z viriya, saddha i
sati.
*** Ta
Sutta mówi, że podczas gdy anagami jest
samadhismim paripurakari, sakadagamin
nie jest paripurakari.
(Pierwszy jest tym, który „wypełnia samadhi”, drugi tego nie
robi).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.